28 lutego 2014

~6

- Strasznie mi się tu nudzi. Przed chwilą kazali mi zjeść śniadanie. Ohydna owsianka za którą nigdy nie przepadałam. Dosłownie mnie zmusili do zjedzenia 'przynajmniej' połowy. Gdy pielęgniarki odpuściły wmuszanie we mnie drugiej połowy paćki,odwiedziłam łazienkę aby usunąć ten posmak. Wracając do dzisiejszej nocy... Myślałam,że będzie gorzej. Ale nie rzucałam się i nikt nie zwrócił mi uwagi.- rozmawiałam przez telefon z Rebeccą, stukając palcami o okładkę zeszytu. Gdy tylko dowiedziała się, że jestem w szpitalu strasznie się przeraziła. Chciała przyjechać, ale akurat jest u rodziny w Sheffield. Od razu zaprotestowałam. Przecież jest tylko moim psychologiem. Choć czuję jakby była mamą i przyjaciółką w jednym. Tylko, że mamę już mam, a przyjaciółki nie. Kiedyś była Victoria. Ale kontakt się urwał bo wyjechała do Australii. Wszyscy ode mnie uciekli...
- Nawet twoja współlokatorka? Musiałaś być naprawdę cicho.- opowiedziała ciepłym głosem.
- Wątpię aby to zrobiła. Jest w śpiączce.- przeniosłam wzrok na blondynkę. Leżała tak samo jak wczoraj. Była cała blada. Aparatura przy jej łóżku cicho pikała. Jakby to miał być koniec. Wieczny sen... Aż ciarki mnie przeszły.
- Och...- wyczułam zakłopotanie. SEN. Zwykłe słowo, a w moim przypadku brzmi jak najgorsze przekleństwo, klątwa.-Na pewno mam nie przyjeżdżać? Przecież ty tam się wynudzisz.- szybko powróciła do tematu, który drąży od kiedy do mnie zadzwoniła.
- Dam sobie radę. Jeszcze jedna noc. I tata ma jutro przyjechać, czyli tylko dziś jest taki dzień. A w domu i tak siedzę sama, bo on ciągle pracuje. Zmieniłam tylko otoczenie.- próbowałam wykrzesać odrobinę pozytywnych emocji, aby się mną nie zamartwiała.
- No nie wiem...- wahała się.
- Oj wiesz.- zaśmiałam się słabo.
- Niech ci będzie. Ale wiedz, że jeszcze do ciebie zadzwonię.- powiedziała poważnie.
- No wieeem.- przeciągnęłam.
- I masz odebrać! - zaśmiała się.
- Odbiorę. Nie martw się, proszę.- odparłam cicho.
- To jest nie możliwe.- zaśmiała się.- Muszę kończyć Ally.- tylko ona mogła się tak do mnie zwracać.
- Jasne. Pa.- odpowiedziałam szybko.
- Pa.- i usłyszałam dźwięk oznaczający, że rozmowa się zakończyła. Muszę znaleźć jakieś interesujące zajęcie. Opuściłam stopy na podłogę i skierowałam się do drzwi. Delikatnie je uchyliłam, rozglądając się czy na korytarzu jest któraś ze znanych mi pielęgniarek lub dr. Rooney. Nikogo nie zauważyłam. Wyszłam na korytarz kierując się w znanym mi już kierunku. W kieszeni dresów miałam kilka monet. Może jest tu jakiś automat. Potrzebuję cukru. Otworzyłam ciężkie drzwi prowadzące na klatkę schodową i zwinnie zeszłam na sam dół. Trafiłam do 'recepcji'. Tam zapytałam się starszej kobiety, pielęgniarki, czy jest tu cel moich poszukiwań.
- W bufecie albo na pierwszym piętrze przy windzie.- odpowiedziała mierząc mnie uważnie wzrokiem.
- Dziękuję. - wyszeptałam i szybkim krokiem podążyłam w kierunku wind. Gdy znalazłam się przy automacie usłyszałam znany mi już głos.
- Nie powinnaś teraz leżeć w łóżku?!- delikatnie się odkręciłam w stronę rudowłosej pielęgniarki. Patrzyła na mnie surowym wzrokiem trzymając w dłoni jakieś dokumenty.
- Zgłodniałam. A poza tym nie chciałam ryzykować odleżyn.- powiedziałam spokojnie wracając do zakupu batonika.
- W takim razie nie powinnaś chodzić na bosaka, bo zamiast odleżyn się przeziębisz. Wracaj do łóżka!- wykrzyknęła oburzona. Zaśmiałam się cicho pod nosem i chwytając twix'a weszłam do windy. Dziewczyna odwróciła się w przeciwnym kierunku i podążyła przed siebie. Zaraz po zatrzymaniu się windy udałam się do mojego 'pokoju'. W nim zastałam bruneta mówiącego do blondynki.
- ...i tutaj przyjechałem. Tęsknię za tobą. Jest co raz gorzej. Nie daję sobie bez ciebie rady. Proszę obudź się, kochanie.- szeptał trzymając dłoń dziewczyny. Teraz zauważyłam na jej ręku bransoletkę z napisem 'Suzie'. Powoli podeszłam do mojego łóżka i na nim usiadłam. Próbowałam nie patrzeć na chłopaka. Chyba nawet nie zauważył, że weszłam. Odszukałam telefon w pościeli i zaczęłam pisać SMSa do taty.



Wyślij. Delikatnie zaczęłam stukać telefon o dłoń. Ciekawe kiedy zadzwoni albo odpisze... Zaczęłam przygryzać wnętrze lewego policzka. Szkoda, że nie powiedziałam mu żeby przywiózł mi słuchawki. Odłożyłam komórkę na stolik i sięgnęłam po twix'a. Gdy rozerwałam opakowanie usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. 

Miło. Żadnego 'poradzisz sobie' , 'to miło z jej strony', 'tęsknię'. Nic. 'Zadzwonię wieczorem'. Ciekawe czy nie zapomni. Opadłam na poduszki skopując kołdrę na podłogę. Ukryłam twarz w dłoniach i głośno wypuściłam powietrze.
- Wszystko okej?- usłyszałam. No tak, zapomniałam,że nie jestem sama. Wysiliłam się na sztuczny uśmiech i usiadłam.
- Tak wszystko dobrze. Po prostu kocham kopać kołdrę wyobrażając sobie, że jest osobą której właśnie nienawidzę. - odparłam przesłodzonym głosem po czym opadłam z powrotem na miejsce.
- Zapisz się na boks. Lepiej się sprawdzi.- odparł ze słabym uśmiechem, ale jego głos był pozbawiony pozytywnych uczuć. Ponownie spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Nic. 
- Co ci jest?- zapytał.
- Co?- zdziwiłam się. 
- No dlaczego tu jesteś?- wbił wzrok w bandaż na mojej dłoni. Westchnęłam również spoglądając na opatrunek.
- Nie chciałam się zabić czy coś jak myślisz...- zaczęłam smętnie, ale brunet mi przerwał.
- Skądże po prostu przypadkiem rozcięła ci się dłoń.- zakpił.
- A wiesz,że tak.- uśmiechnęłam się pod nosem.  Siedział na krześle zwrócony ku mnie. Uważnie wpatrywał się w moją twarz. Z jego oczu widać było,że był ironiczny,pewny siebie,ale przygaszony. Tak jak ja. Wpatrywaliśmy się w swoje oczy. Nie była to jakaś  'chemia' czy inne romantyczne bzdety. Nie było tu też nienawiści. Patrzyliśmy w swoje 'zwierciadła duszy' i po upływie kilku sekund powstrzymywaliśmy uśmiechy, które próbowały wpełznąć na nasze twarze. Nie dałam rady odwróciłam się tyłem do niego. Leżałam i patrzyłam w okno przygryzając paznokcie z uśmiechem. Jak to możliwe, że ktoś kogo nie znam sprawił, że się szczerze uśmiechnęłam po tylu miesiącach? Powoli znowu mój wzrok powrócił do jego sylwetki.
- Nawet nie wiem jak masz na imię, więc czemu mam ci powiedzieć co sobie zrobiłam? - zapytałam unosząc brew.
- Nate.
- Nate?- powiedziałam z niedowierzaniem.
- Skrót od Nathaniel.- powiedział z kamienną miną. Zakryłam usta, a potem oczy i z powrotem usta, spoglądając na chłopaka. 
- Ale śmieszne. A ty jak masz na imię? - powiedział kąśliwie. 
- Nathalie.- wychrypiałam nadal się uśmiechając.
- Pytam na serio.- przymknął oczy.
- A ja odpowiadam na serio.- odpowiedziałam słodkim głosem. Boże, co się ze mną dzieje?! 
- Nathalie? - odparł z niedowierzaniem. Pokiwałam twierdząco głową. Złapał się za kark, a jego usta powoli zaczynały formować się w uśmiech. Po chwili obydwoje wpadliśmy w niepohamowany śmiech. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz