23 lutego 2014

~5

Ostre światło paliło mnie w oczy. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Już próbowałam. Dostałam upomnienie od lekarza.
- Wygląda na to,że to było tylko zasłabnięcie. Odpowiesz teraz na kilka pytań,dobrze?- mężczyzna po czterdziestce trzymał swój kajet gotowy na współpracę. Nie miałam ochoty na nie odpowiadać. Chciałam wrócić już do domu. Mój pobyt w szpitalu przedłużył się już o dwie godziny. Spojrzałam na tatę. Wyglądał na zmęczonego. Pił już piątą kawę dzisiaj. 
- Dobrze?- doktor ponowił pytanie głośniejszym tonem i wpatrywał się we mnie wyczekująco. Zresztą jak wszyscy tutaj, czyli tata, ruda pielęgniarka i jakiś stażysta. 
- Głucha nie jestem.- odburknęłam.- Dobrze.- odparłam siląc się na zirytowanie,ale bardziej wyszedł z tego dziwny pisk.
- Jak się nazywasz?- zapytał ze wzrokiem w swoich notatkach.
- Serio?- spojrzałam na niego unosząc do góry brwi.
- Musimy sprawdzić czy wszystko dobrze z twoją pamięcią.- odpowiedział zaszczycając mnie spojrzeniem jego szarych źrenic.
- Jeśli mają być takie pytania to tylko tracimy czas. Po prostu upadłam,tak?! To nic takiego!
- Nathalie,proszę odpowiedz na pytanie.- odezwał się mój ojciec. Stał oparty o ścianę dłonią przecierając twarz. Czemu mam go słuchać?!
- Nathalie.- wysyczałam krzyżując ręce.
- Uznajmy,że nie słyszałaś podpowiedzi.-wymamrotał do siebie dr. Rooney. 
- Wiem jak się nazywam! Mogę teraz panu przedstawić cały mój życiorys! Nathalie Bell, lat 17. Mieszkam na South Sea Street, Londyn w Anglii! Moi rodzice się rozwiedli! Miałam kota,ale uciekł! Mam na sobie fioletowe majtki! Coś jeszcze?!- wykrzyknęłam mu wszystko w twarz. On za to ze spokojem w oczach czekał czy mam coś jeszcze do powiedzenia, po czym nabazgrał coś na kartce.
- Nie musiałem wiedzieć jaki jest kolor twojej bielizny. Potrzebne było mi tylko imię i nazwisko. Takie procedury.- odparł z kamienną twarzą. Wypuściłam całe powietrze jakie było w płucach. Co się ze mną dzieje? 
- Możemy kontynuować? 
- Tak.- tym razem odpowiedziałam najszybciej jak mogłam.
- Bierzesz narkotyki?
- Nie.- chętnie bym to skomentowała. Ale już nie mam ochoty tu siedzieć. Niech to się skończy.
- Palisz?
- Nie.- zawahałam się. Mam nadzieję,że nikt tego nie zauważył. Nie palę, ale czasem podkradałam tacie papierosy aby poukładać myśli. Wbiłam wzrok w płytki. Szare. Tak jak wszystko tutaj. Albo białe albo szare.
- Pijesz?
- Nie.
- Kiedy ostatnio coś jadłaś? - uniosłam na chwilę wzrok na lekarza. Zamknęłam oczy usiłując przypomnieć sobie. Dzisiaj- nie miałam czasu bo rano zbiłam lustro,a później jechaliśmy do szpitala i nadal tu siedzimy; wczoraj- bałam się wyjść z pokoju po kolejnym koszmarze; przedwczoraj- nie miałam ochoty. To musiało być w czwartek. Tak! Na terapii Rebecca zaproponowała mi pączki. Zjadłam jednego. Ale to chociaż coś.
- Nathalie?
- Hm? A w czwartek.- powiedziałam jak najszybciej. 
- Ten czwartek?- zaczął drążyć temat.
- Tak. W ten czwartek.- odpowiedziałam ze sztuczną uprzejmością.
- Co to było?
- Pączek.- odpowiedziałam wbijając w  niego wzrok. Pisał coś dłuższego. 
- Dobrze. Widzę,że chodzisz na spotkania do Rebecci Evans. - uśmiechnął się pod nosem. Furia znów zaczęła rosnąć. To nie jego sprawa. Niech śmieje mi się w twarz dlatego,że chodzę do psychologa. Zacisnęłam dłonie w pięści przypominając za chwilę o ranie na jednej z nich. 
- Chodziliśmy razem do liceum. Kto by pomyślał,że Becca będzie psychologiem.- no i furia spadła.
- Ekhm.- chrząknęła pielęgniarka patrząc na niego z politowaniem.
- Tak więc, Nathalie, zostaniesz w szpitalu na kilka dni. Około dwóch, trzech. Twój organizm jest zmęczony i musisz być pod opieką.- mówiąc ostatnie zdanie rzucił pogardliwe spojrzenie mojemu ojcu. Zaraz, co?! Mam zostać tutaj?! Nie, nie, nie. Jak ja przeżyję noc. Wezmą mnie do psycholi. 
- Czy to konieczne?- zapytałam słabym głosem.
- Tak.- odparł twardo.
- Ale tata może mną się zająć!- spojrzałam na rodzica. Myślał nad czymś intensywnie.
- Wątpię. Jak powiedziałem musisz być pod opieką. Dobrą opieką. A twój tata, widać że nie zadbał dobrze o twoje zdrowie.- wskazał głową na opatrunek widniejący na prawej dłoni. 
- Tato?- z mojego głosu ciekło zrozpaczenie. Ojciec spojrzał na mnie i na lekarza. 
- Tak będzie lepiej.- odparł.
- Tato!- łza ściekła mi po policzku. Przecież wie o moich snach! Jak może na to pozwolić!
- Dziewczyno, masz siedemnaście lat. Tatuś nie jest ci potrzebny do zaśnięcia.- zaśmiał się stażysta. Zmierzyłam go spojrzeniem pełnym pogardy. Rudowłosa złapała go za ramię i wyprowadziła z sali. Ona wiedziała. Uśmiechnęłam się blado. 
- To tylko dwie noce. Musimy przywrócić twój organizm do normalnego rytmu.- aż dwie noce.- Pójdę znaleźć wolne łóżko. Zaraz wracam.- mężczyzna wyszedł razem z notatkami. 
- Nathalie, dwie noce.- ojciec podszedł bliżej.
- Wiesz, że mogą mnie odesłać do psychiatryka!- wybuchłam. Znowu.
- Po prostu nikomu nie mów snów. Powiedz, że poza domem źle sypiasz.- złapał mnie za ramię patrząc prosto w oczy.
- Ale tato...- wyszeptałam.
- Nie ma żadnych 'ale'! Zostajesz tu!- rozkazał. Popatrzyłam na niego z bólem.
- Już jestem. Piętro 3, pokój 305. Masz jedną współlokatorkę.- razem z doktorem weszła znana mi już pielęgniarka z wózkiem. 
- Siadaj i jedziemy.- odparła z uśmiechem. Spojrzałam na wózek. A potem na nią.
- Ja?
- A kto inny głuptasie.- zaśmiała się. Lekarz przekręcił oczami i wskazał na 'pojazd'. Ostrożnie podeszłam do niego i usiadłam. Dziewczyna wykręciła i wyjechałyśmy na korytarz. 
- Co ci przywieść z domu?- zapytał ojciec gdy znaleźliśmy się w windzie. 
- Zeszyt.- odparłam krótko zanim drzwi się zasunęły. 
 ~*~
Jest już trzecia w nocy, a ja nie mogę zasnąć. Bardziej pasowało by 'boję się'. Więc, jest już trzecia w nocy, a ja boję się zasnąć. Przekręciłam się na drugi bok. Znowu zaczęłam skanować wyposażenie sali. Ściany o odcieniu brudnej bieli komponowały się z szarymi płytkami. Tymi samymi co na dole. Na jednej ze ścian wisiał telewizor. Popsuty. W pomieszczeniu były trzy łóżka, w tym dwa zajęte. To przy oknie przeze mnie, a przy drzwiach przez moją współlokatorkę. Piękna blondynka, mniej więcej w moim wieku. Jest w śpiączce. Jak wjechałam do sali siedział przy niej chłopak o kasztanowych włosach i błękitnych oczach. Trzymał ją za rękę w wpatrywał się w jej twarz. Zapewne jest jej chłopakiem. Po kwadransie pielęgniarki wygnały go bo 'czas odwiedzin się skończył'. Czy one serca nie mają? A do mnie miał wrócić tata. Ale ze względu na czas odwiedzin nie mógł wejść więc przekazał pielęgniarkom zeszyt,piżamę, jakieś inne drobnostki i list. List, w którym napisał,że zobaczymy się dopiero w dzień wypisu bo musi jechać do Bristolu w sprawach biznesowych. To znaczy, że czekają mnie dwa dni w samotności. W szpitalu. Cudownie. Wkopałam się bardziej w pościel i zamknęłam oczy. 
~*~

10.02.14
Sunęłam po lodzie niczym profesjonalistka. Moja krótka biała sukienka unosiła się i opadała po każdym piruecie. Lśniła niczym gwiazdy. Włosy związane w idealnego kucyka opadały na moje plecy.  Jeździłam sama po lodowisku w centrum miasta. Co chwilę wykonywałam skoki i piruety, które zawsze kończyły się powodzeniem. Gdy zaczęłam jechać do tyłu na kogoś wpadłam. To był on. Ubrany w czarny smoking. Uśmiechnął się czarująco i wyciągnął do mnie rękę. Pewnie ją chwyciłam i sunęliśmy razem po obwodzie lodowiska. Zaczęliśmy taniec. W tle leciała romantyczna piosenka. W jego ramionach czułam się bezpieczna. Byliśmy idealnie zgrani. Wiedziałam jaki postawić krok bez zawahania. Obracał mnie, podnosił, podrzucał. Wszystko wychodziło perfekcyjnie. Gdy muzyka dobiegała końca delikatnie mnie uniósł. Rozległy się głośne brawa i gwizdy uznania. Rozejrzałam się dookoła. Wszyscy wbijali w nas wzrok. Nie przypominałam sobie żeby ktoś tu był. Chłopak postawił mnie z powrotem na lód. Złapał za dłoń i zaczął się kłaniać publiczności. Zdezorientowana wzięłam z niego przykład. Ludzie rzucali czerwone róże na lód. Same czerwone róże. Były ich setki. Aplauz jeszcze się nie zakończył.  Zaczęłam się uważniej przyglądać kwiatom. Powoli zaczęła z nich wypływać czerwona ciecz. To była krew. Lód był pokryty ogromną kałużą krwi. Mój towarzysz objął mnie w pasie. Spojrzałam na jego twarz była blada i bez emocji. Widownia zniknęła. Słychać było tętniącą krew. Znów spojrzałam na twarz chłopaka. Jego oczy były czarne. Całe czarne. Tępo wpatrywał się w krew. Serce zaczęło szybciej bić. Chłopak coraz bardziej zaciskał ramiona. Zaczął mnie zgniatać. Aż ujrzałam ciemność...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz