18 lutego 2014

~4


- Wysunęło mi się z dłoni! Naprawdę!
- Po co zdejmowałaś to cholerne lustro ze ściany?!- przecież nie mogłam powiedzieć tacie, że od tak sobie uderzyłam w lustro. Pomyślałby,że jest ze mną gorzej i na jego życzenie by mnie zamknęli.
- Chciałam je umyć.- wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Pokaleczyłam sobie całą dłoń. Potwornie bolało. Miałam w niej drobne kawałki szkła, które mój ojciec próbował wyciągnąć. Tylko,że on i wszelka medycyna to dwa odległe światy.
- Jedziemy do szpitala.- powiedział bezsilnie.
- Ja nigdzie nie jadę!- chciałam schować się pod kołdrę i nigdy stamtąd nie wyjść.
- Trzeba było nie rozwalać lustra! Do samochodu!- powiedział tym swoim głosem 'nie znoszącym sprzeciwu'. 
- Nie!- usiadłam na podłodze.
- Nathalie nie zachowuj się jak dziecko! Wiesz,że nie umiem ci tego wyjąć.- odparł bezsilnie. - Skarbie, proszę idź do samochodu.- zaczęłam uważnie przyglądać się jego twarzy. Nie miał siły się ze mną kłócić. Czyli wygrałam. Niestety dłoń boli coraz bardziej,a on mi nie pomoże. Szybko wstałam i bez słowa udałam się do czarnego Jeep'a. Ojciec za chwilę do mnie dołączył i po chwili odjechaliśmy z podjazdu. 
- Słuchaj... Cieszę się,że wyraziłaś chęć do sprzątnięcia pokoju,ale na przyszłość powiedz mi kiedy zamierzasz to robić. Chętnie ci pomogę. To nie jest najlepszy pomysł aby w twoim... ekh- zakaszlnął. Och tatusiu boisz się powiedzieć prosto w oczy co mi jest? Myślisz,że się na ciebie rzucę i spowoduję wypadek? Zabawne. Na moich ustach pojawił się cień uśmiechu. Czekałam jak to nazwie...
- No twoim to znaczy podczas twojej...przypadłości?- zerknął na mnie niepewnie. 
- To, że śnią mi się koszmary nie oznacza,że się zabiję.- powiedziałam wpatrując się za okno. Londyn. Od urodzenia tu mieszkam. Jak ja nienawidzę tego miasta. Paryż jest o wiele bardziej interesujący.
- Nie oto mi chodziło.- zaprzeczył po chwili.- Raczej oto,że nie jesz dużo, twoje ciało ma mało witamin i nie udźwigniesz wielu rzeczy.- popatrzyłam na niego jak na idiotę. Teraz będzie mnie na siłę karmił. Jeszcze czego.
- Nie sądzę.- wróciłam do przyglądania się miastu.
- Ale wracając, mam nadzieję,że nie zrobiłaś tego specjalnie. Nie zawsze radzimy sobie w życiu. Ja i mama bardzo cię kochamy. Nie jesteśmy razem, ale to nie zmienia...
- Zamknij się!- brutalnie mu przerwałam. Na wspomnienie matki oczy wypełniły się łzami. Tak długo jej nie widziałam... Zacisnęłam dłonie w pięści. Nie myślałam o tym,że wbijam bardziej odłamki szkła w rany. Chyba tu nie wytrzymam. Wypuśćcie mnie z tego jebanego auta! Myśli było coraz więcej z sekundy na sekundę. Zagryzałam wargi,aż w końcu pociekły z nich krople krwi. 
- Nathalie uspokój się...- wysyczał ojciec. Co z niego za palant! Sam to spowodował! 
- Jesteśmy na miejscu.-odparł chłodno zatrzaskując drzwi. Powoli rozluźniłam dłonie. Prawa wyglądała gorzej niż wcześniej. Pięknie, po prostu pięknie. Gdy poukładałam wszystkie myśli i byłam pewna,że nikomu nie zrobię krzywdy wyszłam z samochodu. Mężczyzna czekał na mnie przy wejściu dopalając papierosa. Rzuciłam mu krótkie spojrzenie, które zlekceważył. Wrzucając peta do śmietnika ruszył za mną. Weszliśmy na ostry dyżur,skąd po chwili zaprowadzili mnie do sali. 
~*~
- Oj, głęboko weszły. Ale nie martw się, wyciągnę je.- rudowłosa pielęgniarka promiennie się do mnie uśmiechnęła. Za to moja twarz nie wyrażała żadnych pozytywnych uczuć. Chcę jak najszybciej stąd wyjść i pomyśleć co powiedzieć Rebece, która została na pewno poinformowana. Prawdę? A może sprzedać to samo co ojcu? No ale przecież obiecałam jej wszystko mówić. Mogę też trochę nagiąć fakty.
- Ała!
- Przepraszam koteńku,ale to musi trochę teraz poboleć aby później było wszystko dobrze.- czemu mówi do mnie jak do dziecka? Z tego co widzę to jest starsza ode mnie o około 10 lat. Tylko 10 lat.
- Jasne.- chce już stąd iść. Zacisnęłam zęby,gdy dziewczyna znowu otarła rany.
- I po wszystkim.- i firmowy uśmiech. Jak można być tak szczęśliwym w takim miejscu jak szpital?
- Dzięki.- wymamrotałam podtrzymując opatrunek. Rudowłosa spojrzała do mojej karty i jej uśmiech znikł.
- Coś się stało?- zapytałam udając,że nie wiem o co jej chodzi. Znowu przykleiła ten uśmieszek na usta.
- Nie,skądże. Możesz poprosić swojego tatę,proszę? 
- Pewnie.- podniosłam się z taboretu i poszłam w kierunku drzwi. Otwierając je powoli się odkręciłam. Nadal się uśmiecha. Wygląda jak kot z 'Alicji w Krainie Czarów'. 
- Chce z tobą porozmawiać.- opadłam na krzesło obok niego. Szybko przetarł twarz dłonią i ruszył do gabinetu. Gdy był przy drzwiach spojrzał na mnie z zastanowieniem.
- Nie ucieknę.- posłałam mu blady uśmiech. Gdy to zobaczył zauważyłam w jego oczach błysk. Wow. Cieszy się z tego? Gdy zniknął w sali odetchnęłam głęboko. Ciekawe ile im się zejdzie. Zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Pachniało tu detergentami,było cicho i pusto. Nie zupełnie. Naprzeciwko mnie siedział jakiś zakapturzony koleś. Próbowałam nie patrzeć na niego. Po kilkunastu minutach wydawało mi się,że przygląda mi się. Zaczęłam nerwowo bawić się palcami sprawnej ręki. Za chwilę tata wyszedł od pielęgniarki. Na szczęście. Nie mogłam tu dłużej siedzieć. 
- Chodźmy już.- odparł ojciec,popychając moje plecy w stronę wyjścia. Gdy byliśmy kilka kroków od drzwi odwróciłam głowę. Chciałam zobaczyć tego chłopaka. Ale tego się nie spodziewałam. Moje nogi straciły sprawność i w przeciągu kilku sekund leżałam na zimnych kafelkach.
- Nathalie! Co się dzieje?! Nathalie! Popatrz na mnie! Słyszysz?! Nie zamykaj oczu!- traciłam zdolność słuchu. Wzroku zresztą też. Widziałam tylko rozmytą plamę. 
- Nie śpij!- usłyszałam z oddali. Ale było już za późno. 



Tymtytym! Tym razem rozdział napisany wcześniej pod napływem pomysłu :) 


1 komentarz: