- Nawet twoja współlokatorka? Musiałaś być naprawdę cicho.- opowiedziała ciepłym głosem.
- Wątpię aby to zrobiła. Jest w śpiączce.- przeniosłam wzrok na blondynkę. Leżała tak samo jak wczoraj. Była cała blada. Aparatura przy jej łóżku cicho pikała. Jakby to miał być koniec. Wieczny sen... Aż ciarki mnie przeszły.
- Och...- wyczułam zakłopotanie. SEN. Zwykłe słowo, a w moim przypadku brzmi jak najgorsze przekleństwo, klątwa.-Na pewno mam nie przyjeżdżać? Przecież ty tam się wynudzisz.- szybko powróciła do tematu, który drąży od kiedy do mnie zadzwoniła.
- Dam sobie radę. Jeszcze jedna noc. I tata ma jutro przyjechać, czyli tylko dziś jest taki dzień. A w domu i tak siedzę sama, bo on ciągle pracuje. Zmieniłam tylko otoczenie.- próbowałam wykrzesać odrobinę pozytywnych emocji, aby się mną nie zamartwiała.
- No nie wiem...- wahała się.
- Oj wiesz.- zaśmiałam się słabo.
- Niech ci będzie. Ale wiedz, że jeszcze do ciebie zadzwonię.- powiedziała poważnie.
- No wieeem.- przeciągnęłam.
- I masz odebrać! - zaśmiała się.
- Odbiorę. Nie martw się, proszę.- odparłam cicho.
- To jest nie możliwe.- zaśmiała się.- Muszę kończyć Ally.- tylko ona mogła się tak do mnie zwracać.
- Jasne. Pa.- odpowiedziałam szybko.
- Pa.- i usłyszałam dźwięk oznaczający, że rozmowa się zakończyła. Muszę znaleźć jakieś interesujące zajęcie. Opuściłam stopy na podłogę i skierowałam się do drzwi. Delikatnie je uchyliłam, rozglądając się czy na korytarzu jest któraś ze znanych mi pielęgniarek lub dr. Rooney. Nikogo nie zauważyłam. Wyszłam na korytarz kierując się w znanym mi już kierunku. W kieszeni dresów miałam kilka monet. Może jest tu jakiś automat. Potrzebuję cukru. Otworzyłam ciężkie drzwi prowadzące na klatkę schodową i zwinnie zeszłam na sam dół. Trafiłam do 'recepcji'. Tam zapytałam się starszej kobiety, pielęgniarki, czy jest tu cel moich poszukiwań.
- W bufecie albo na pierwszym piętrze przy windzie.- odpowiedziała mierząc mnie uważnie wzrokiem.
- Dziękuję. - wyszeptałam i szybkim krokiem podążyłam w kierunku wind. Gdy znalazłam się przy automacie usłyszałam znany mi już głos.
- Nie powinnaś teraz leżeć w łóżku?!- delikatnie się odkręciłam w stronę rudowłosej pielęgniarki. Patrzyła na mnie surowym wzrokiem trzymając w dłoni jakieś dokumenty.
- Zgłodniałam. A poza tym nie chciałam ryzykować odleżyn.- powiedziałam spokojnie wracając do zakupu batonika.
- W takim razie nie powinnaś chodzić na bosaka, bo zamiast odleżyn się przeziębisz. Wracaj do łóżka!- wykrzyknęła oburzona. Zaśmiałam się cicho pod nosem i chwytając twix'a weszłam do windy. Dziewczyna odwróciła się w przeciwnym kierunku i podążyła przed siebie. Zaraz po zatrzymaniu się windy udałam się do mojego 'pokoju'. W nim zastałam bruneta mówiącego do blondynki.
- ...i tutaj przyjechałem. Tęsknię za tobą. Jest co raz gorzej. Nie daję sobie bez ciebie rady. Proszę obudź się, kochanie.- szeptał trzymając dłoń dziewczyny. Teraz zauważyłam na jej ręku bransoletkę z napisem 'Suzie'. Powoli podeszłam do mojego łóżka i na nim usiadłam. Próbowałam nie patrzeć na chłopaka. Chyba nawet nie zauważył, że weszłam. Odszukałam telefon w pościeli i zaczęłam pisać SMSa do taty.
Wyślij. Delikatnie zaczęłam stukać telefon o dłoń. Ciekawe kiedy zadzwoni albo odpisze... Zaczęłam przygryzać wnętrze lewego policzka. Szkoda, że nie powiedziałam mu żeby przywiózł mi słuchawki. Odłożyłam komórkę na stolik i sięgnęłam po twix'a. Gdy rozerwałam opakowanie usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości.
Miło. Żadnego 'poradzisz sobie' , 'to miło z jej strony', 'tęsknię'. Nic. 'Zadzwonię wieczorem'. Ciekawe czy nie zapomni. Opadłam na poduszki skopując kołdrę na podłogę. Ukryłam twarz w dłoniach i głośno wypuściłam powietrze.
- Wszystko okej?- usłyszałam. No tak, zapomniałam,że nie jestem sama. Wysiliłam się na sztuczny uśmiech i usiadłam.
- Tak wszystko dobrze. Po prostu kocham kopać kołdrę wyobrażając sobie, że jest osobą której właśnie nienawidzę. - odparłam przesłodzonym głosem po czym opadłam z powrotem na miejsce.
- Zapisz się na boks. Lepiej się sprawdzi.- odparł ze słabym uśmiechem, ale jego głos był pozbawiony pozytywnych uczuć. Ponownie spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Nic.
- Co ci jest?- zapytał.
- Co?- zdziwiłam się.
- No dlaczego tu jesteś?- wbił wzrok w bandaż na mojej dłoni. Westchnęłam również spoglądając na opatrunek.
- Nie chciałam się zabić czy coś jak myślisz...- zaczęłam smętnie, ale brunet mi przerwał.
- Skądże po prostu przypadkiem rozcięła ci się dłoń.- zakpił.
- A wiesz,że tak.- uśmiechnęłam się pod nosem. Siedział na krześle zwrócony ku mnie. Uważnie wpatrywał się w moją twarz. Z jego oczu widać było,że był ironiczny,pewny siebie,ale przygaszony. Tak jak ja. Wpatrywaliśmy się w swoje oczy. Nie była to jakaś 'chemia' czy inne romantyczne bzdety. Nie było tu też nienawiści. Patrzyliśmy w swoje 'zwierciadła duszy' i po upływie kilku sekund powstrzymywaliśmy uśmiechy, które próbowały wpełznąć na nasze twarze. Nie dałam rady odwróciłam się tyłem do niego. Leżałam i patrzyłam w okno przygryzając paznokcie z uśmiechem. Jak to możliwe, że ktoś kogo nie znam sprawił, że się szczerze uśmiechnęłam po tylu miesiącach? Powoli znowu mój wzrok powrócił do jego sylwetki.
- Nawet nie wiem jak masz na imię, więc czemu mam ci powiedzieć co sobie zrobiłam? - zapytałam unosząc brew.
- Nate.
- Nate?- powiedziałam z niedowierzaniem.
- Skrót od Nathaniel.- powiedział z kamienną miną. Zakryłam usta, a potem oczy i z powrotem usta, spoglądając na chłopaka.
- Ale śmieszne. A ty jak masz na imię? - powiedział kąśliwie.
- Nathalie.- wychrypiałam nadal się uśmiechając.
- Pytam na serio.- przymknął oczy.
- A ja odpowiadam na serio.- odpowiedziałam słodkim głosem. Boże, co się ze mną dzieje?!
- Nathalie? - odparł z niedowierzaniem. Pokiwałam twierdząco głową. Złapał się za kark, a jego usta powoli zaczynały formować się w uśmiech. Po chwili obydwoje wpadliśmy w niepohamowany śmiech.