26 kwietnia 2014

~13

- Ja... Nie wiem jak to określić... - wyszeptałam do słuchawki wracając do pokoju. Zamknęłam szczelnie drzwi i usiadłam na parapecie. 
- Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko. - oświadczyła. Oblizałam przesuszone usta i cicho westchnęłam. Mówić czy nie?
- Ally? - usłyszałam jej łagodny głos, przypominający o swojej obecności. Gardło stało się strasznie suche. Odkaszlnęłam, ale niewiele to dało.
- Możesz pomyśleć, że zaczynam świrować... - wreszcie się odezwałam. Niepewnie rozejrzałam się po pokoju sprawdzając czy on tu jest. Nie zauważając jego obecności postanowiłam kontynuować.
- Ale chyba... To znaczy na pewno. - język zaczął mi się plątać. - Ehh... Sama już nie wiem. - wychrypiałam tamując kolejne łzy.
- Spokojnie. Nie musisz tego mówić jeśli nie jesteś gotowa... - usłyszałam jej ciepły głos.
- Muszę. Później nie będę mogła. Jadę do Francji do mamy. - po drugiej stronie rozległa się cisza. Chciałam aby wreszcie coś powiedziała, bo od tego milczenia uszy zaczynały mnie boleć.
- Och... Nie martw się, nie będzie tak źle. - zaśmiała się. - Możemy prowadzić terapię na odległość. Wideo-rozmowy, nawet tak jak teraz przez telefon. - kontynuowała. Zmarszczyłam brwi.
- Ale... - zaczęłam.
- Nie bój się! Wszystko będzie dobrze! - przerwała mi. Czy ta kobieta myśli, że dzwonię do niej z tak błahego powodu?! 
- Ty nie rozumiesz... - próbowałam do niej dotrzeć.
- Oczywiście, że rozumiem! Muszę kończyć! Miłej podróży, kochanie. - i to głupie pikanie, oznajmujące koniec rozmowy. Co to za psycholog, który nie daje wypowiedzieć się pacjentowi? Choć może to i lepiej... Nie odeślą mnie przynajmniej do psychiatryka. Ale nadal będę męczyć się z tym... Jak ja mam go nazwać? 
- Nathalie, skończyłaś już?! - usłyszałam matkę. Może jej powiedzieć? Nie. Na razie nie. Poradzę sobie. Zawsze byłam samowystarczalna  więc teraz też będę. Nie kusząc się odkrzykiwać rodzicielce, wstałam odłożyć telefon. Ustawiłam go idealnie równo na starej komodzie stojącej tu od zawsze. Spojrzałam w lustro wiszące nad nią, z myślą czy to nadal ja. Wyglądałam jak jakiś ćpun. Przyjrzałam się dokładniej moim oczom. Kiedyś pełne blasku, teraz jakby więzienie dla duszy. Serce stanęło mi na moment gdy poczułam ciepłą dłoń na ramieniu. Spojrzałam w odbicie. Mama. 
- Skończyłam. - szepnęłam, odwracając się w jej stronę. Z bólem patrzyła w moje oczy. Przyciągnęła mnie do siebie, zamykając w ciepłym,bezpiecznym uścisku. Od razu go odwzajemniłam, przytulając twarz do jej kaszmirowego swetra w odcieniu szarej bieli. Wdychałam jej ulubione perfumy. Te same od pięciu lat. Delikatnie głaskała mnie po plecach, tak jakby bała się,że za moment strącę jej rękę i ucieknę. Będąc małym dzieckiem, wieczorami wtulałam się w nią, a ona głaskała mnie tak jak teraz i nazywała mnie swoją księżniczką. Zawsze ojcowie nazywają tak córki, ale mój był z nami tylko ciałem. Zawsze zdawał się nieobecny. Poczułam jak na moje włosy spadają mokre krople. Podniosłam głowę wpatrując się w twarz kobiety. Ostrożnie podniosłam dłoń i otarłam łzy. 
- Nie płacz, mamusiu. - wyszeptałam ze smutnym uśmiechem. 


~*~

Jak przekroczę te drzwi... Tak naprawdę nic się nie zmieni. Westchnęłam i wróciłam do przeglądania jakiegoś czasopisma. Niewiele mnie interesowały plotki o 'wielkich gwiazdach', ale muszę czymś się zająć. Odprawa zacznie się za kilka minut, a ja nie mogę tu wysiedzieć od pół godziny.Mam wrażenie, że ludzie się na mnie gapią. Staram się odganiać tą myśl, ale wciąż powraca. Przeniosłam wzrok na siedzącą dotychczas obok mnie moją matkę. Teraz stała i rozglądała się po hali. Z cichym westchnieniem opadła z powrotem na krzesło. Wpatrywałam się w nią z zaciekawieniem. 
- Przepraszam. - powiedziała szczerze w moje oczy. Zszokowana obejrzałam się za siebie i utrwalając się w tym, że to było do mnie, odłożyłam gazetę na kolana.
- Za co? - spytałam mrużąc oczy.
- Za twojego ojca, bo ten tchórz nie przyjdzie nawet się pożegnać. - prychnęła zdenerwowana. 
- Nic się nie stało. - odparłam. Blondynka posłała mi mało przekonujący uśmiech. Obydwie powróciłyśmy do poprzednich zajęć. Nie mam pojęcia czemu podniosłam wzrok w stronę stłumionych nawoływań. Słyszałam swoje imię, ale ile osób też je nosi? W tłumie biegł pewien blondyn. Zmarszczyłam brwi. Znam go? Zmierzał w moim kierunku. Nie wiedziałam co zrobić. Wpatrywałam się w niego uporczywie, gdy chłopak nagle wpadł w ramiona niskiej rudowłosej. Odetchnęłam z ulgą i przetarłam twarz dłonią. 
- Hej. - usłyszałam za sobą. Powoli odkręciłam w tamtym kierunku głowę. Nathaniel.
- Co ty tu robisz? - zapytałam z drżącym głosem. On posłał mi delikatny uśmiech i skierował wzrok na moją matkę.
- Dzień dobry. - odparł miło.
- Dzień dobry. - powiedziała patrząc kątem oka na mnie. Wstałam szybko i pociągnęłam chłopaka za sobą.
- To powiesz mi co tu robisz? - wysyczałam. Szatyn zmieszał się.
- Chciałem cię pożegnać. - odpowiedział po chwili. Zmierzyłam go podejrzliwym wzrokiem, który po chwili złagodniał.
- Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam. - mruknęłam, spuszczając głowę. Usłyszałam jego śmiech.
- Nic nie szkodzi. Naprawdę. - podniósł mój podbródek. Niepewny wzrok skierował się na jego usta. Jego twarz powoli zbliżała się, a ja stałam sparaliżowana. Ostrożnie musnął moje wargi. Nie wiem czemu, ale delikatnie go odepchnęłam. 
- Umm... Przepraszam. - szepnęłam. Było mi głupio, ale nie chciałam tego. 
- Nie, to ja przepraszam. - uśmiechnął się nerwowo. 
~Pasażerowie lotu 812, do Paryża, proszeni są do odprawy przy wejściu numer 23.~
- Chyba muszę się zbierać. - wymamrotałam bawiąc się palcami. 
- Chyba tak. - dopowiedział. Spojrzałam na niego ostatni raz. 
- Żegnaj. - wypowiedzenie tych słów z trudem przeszło mi przez gardło. Sama nie wiedziałam czego od niego oczekuję. Nie zastanawiając się dłużej, szybkim krokiem zmierzyłam do bagaży. 
- Bon voyage. - usłyszałam za sobą. Wypuściłam powietrze i chwyciłam walizkę. 

Jestem z ciebie dumny.

Usłyszałam ten denerwujący głos. Zacisnęłam mocniej dłoń na rączce.
- Zamknij się. - warknęłam napotykając zdziwiony wzrok jakiejś starej baby. Odpłaciłam się jej groźnym spojrzeniem, zaciskając szczękę. Mój melancholijny stan wyparował, a zastąpiła go żądza mordu.

_______________________________________________________________________
Ogłaszam, że teraz będę dodawała rozdziały według grafiku tzn. albo w sobotę albo w niedzielę, bo przez takie nieregularne nie jestem pewna ile ma minąć i posty wychodzą krótsze niż oczekuję ;/ Taką metodę stosuję na moim nowym blogu i jak może zauważyliście rozdziały są o wiele dłuższe niż tutaj. Poza tym jak oceniacie nowy szablon? :) 
A do opowiadania, kogo lubicie, a kogo nie za bardzo? Może macie pomysł na nową postać, albo wątek? Chętnie posłucham poczytam. :3
Do następnego :>

3 komentarze:

  1. Trochę mi szkoda, że rozdziały będą raz w tygodniu, bo bardzo lubię czytać to opowiadanie, ale pocieszam się faktem że masz też drugiego bloga, który także jest świetny.
    Piękny jest ten szablon. Sama robiłaś czy zamawiany?
    Co do bohaterów, podoba mi się Azrael, tylko mogłabyś wyjaśnić czemu on tak negatywnie reaguje na Nathaniela, bo lekko go w tej kwestii nie ogarniam. Przecież Nath wydaje się być bardzo miły, ale nieważne. Wszystko w Twoich rękach :)
    Świetny rozdział (jak zwykle zresztą). Czekam na nexta :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szablon zamawiany, ja kiedyś próbowałam coś zrobić, ale no...nie chciałam ludziom wypalać oczu delikatnie mówiąc xd
      Azrael...
      No nie mogę ci tego zdradzić bo to powoli będzie wyjaśniane w przyszłych rozdziałach...

      Usuń
    2. Czyli tak jak myślałam :)
      Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :)

      Usuń