- Powiesz coś?- prychnęłam zdegustowana,gdy uważnie obserwowała każdy najmniejszy szczegół mojego ciała.
- Gdzie jest twój ojciec?- powiedziała lodowatym głosem.
- Nie ma.- powiedziałam,opierając się o ścianę. Zacisnęła szczękę wchodząc do środka. Odetchnęłam głęboko i zamknęłam drzwi. Kobieta szybkim krokiem weszła do kuchni, rzucając na stół swoją markową torbę. Wyglądała jakby wyszła właśnie z sesji zdjęciowej do Vogue'a. Luźno wiszący czarny płaszcz pod którym kryje się jedwabna koszula w odcieniu beżu włożona w czarną ołówkową spódnicę. Jej włosy, delikatnie podkręcone, idealnie układały się na barkach szarookiej. Wyglądała jak modelka, nie jak fotograf. Sprawnie wyjęła telefon z torebki i wybrała numer. Trzymając komórkę przy uchu wbiła jak zawsze zimny wzrok za okno.
- Gdzie jesteś?- wycedziła przez zęby. Patrzyłam na nią z pełną uwagą. Do niedawna chciałam z nią mieszkać. Ale ona nie poświęcałaby mi więcej uwagi niż mój ojciec. Chciałam się tylko stąd wyrwać.
- Jestem w twoim mieszkaniu więc przyjedź jak najszybciej. Musimy pogadać.- przy ostatnim zdaniu skierowała na mnie wzrok. Wyglądała jakby czymś się martwiła. Może mną. Może moim wyglądem. A może tym, że będzie musiała tu dłużej przebywać. Odkaszlnęła, kładąc telefon na blacie.
- Harry będzie za 20 minut.- powiedziała ponownie skanując moją osobę. Zdjęła płaszcz,który znalazł swoje miejsce obok torby.
- Dlaczego nie powiesz 'twój ojciec'?- zapytałam nie patrząc na nią. Chyba sama nie wiedziała. Dopiero po kilku sekundach, które zdawały się godzinami zabrała głos.
- Bo nie chcę by nim był.- zdziwiona uniosłam głowę.
- Na to chyba za późno.- odparłam udając,że nic to dla mnie nie znaczyło. Ale gdzieś w środku mnie zakuło. W myślach odtworzyła się tak dobrze znana mi scena ich rozstania.
*- Powiedz jak to jest być bezuczuciowym palantem?- powiedziała głosem pełnym bólu i jadu.
- Tak samo jak wredną suką. Powinnaś wiedzieć.- prychnął zdegustowany. Oboje mieli twarde charaktery. Przyglądałam im się siedząc na schodkach,tak żeby nie mieli szans mnie dojrzeć.
- Stałam się nią przez ciebie!- wybuchła.
- Jak zawsze nie możesz przyznać się do winy, tylko zwalasz to na mnie! Jak ja mogłem wziąć z tobą ślub?!- patrzył na nią z wyższością.
- Bo zrobiłeś mi dziecko! A gdybyś odszedł mój ojciec wywalił by cię z firmy! Liczą się dla ciebie tylko pieniądze!- krzyczała jak najgłośniej.
- Ktoś tu musi zarabiać! - dorównywał jej głośnością.
- A ja nie zarabiam?!- wrzasnęła oburzona.
- Pstrykanie zdjęć nie jest trudne! A tobie i tak to nie wychodzi!- zaśmiał się.
- Widziałeś kiedyś moje prace?! Nie! Więc lepiej się nie wypowiadaj! - to był jej czuły punkt.
- Wzrok jest mi jeszcze potrzebny!
- Aby gapić się na tą sekretarkę?! Jak nią jeździsz na te częste delegacje?!- powiedziała chamsko z uśmiechem na ustach.
- Jest moją asystentką, więc musi tam być!- spiął się.
- W nocy też się przydaje, prawda?- powiedziała już normalnym tonem.
- Zamknij się! Nigdy cię nie zdradziłem! - obruszył się.
- Ale chciałeś?- bardziej stwierdziła, niż zapytała.
- A wiesz, że tak? Chciałem odciąć się od tego wszystkiego, ale wiedziałem, że mam rodzinę, a co najważniejsze córkę!
- Z którą nie masz kontaktu! Kiedy z nią rozmawiałeś na inny temat niż oceny?!
- A ty?!
- Codziennie rano! Jemy śniadanie w domu jak przystało na ludzi, a nie w pracy!
- Przepraszam,że chodzę do pracy o normalnej porze.- wysyczał sarkastycznie.
- Mam już tego dosyć! Słyszysz?! Dosyć! Wyjdź z tego domu!- pierwszy raz zobaczyłam jak płacze. Ale tylko chwilowo, była twarda.
- Ten dom jest mój jak i twój!
- W takim razie ja wychodzę!- krzyknęła.
- Nareszcie!
- Tylko wiedz,że zapłacisz za to! Za te lata ignorowania! Odbiorę ci wszystko!- wykrzyczała otwierając drzwi.
- Zacznij od tego okropnego obrazu w salonie! - trzask drzwi. Ojciec skierował wzrok w moją stronę. Wiedział,że tu byłam. Skuliłam się i pozwoliłam wypłynąć wszystkim emocjom. *
- Ally...- zaczęła gdy po moim bladym policzku spłynęła samotna łza.
- Nie mów tak do mnie.- powiedziałam twardo. - Po co przyjechałaś?
- Słyszałam, że byłaś w szpitalu.- powiedziała spokojnie. Prychnęłam z fałszywym uśmiechem na ustach, ale nie przerwałam jej. Ona,widząc to kontynuowała.- To nie może się powtórzyć. A twój... Eghm... Tatuś?- zaśmiała się ironicznie.- Nie umie się tobą zająć. Dlatego chcę cię zabrać do Paryża.
- Nie jesteś lepsza.-powiedziałam zaciskając dłonie.
- Od niego każdy jest lepszy.- zaśmiała się gorzko. Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Matką nie jest najlepszą, ale uwielbiam jej charakter. Taki jak mój.
- Dość wysoka samoocena.- wymamrotałam pod nosem.
- Nie grab sobie młoda.- powiedziała odwracając się i otwierając po kolei wszystkie szafki.- Macie tu jakąś kawę?
- Nie pijemy.- odparłam siadając na blacie.
- Kawy?- spytała z rozchylonymi wargami.
- To uzależnia.- westchnęłam.
- On to wymyślił?- kontynuowała z tą samą mimiką twarzy. Ja tylko pokiwałam głową na potwierdzenie.
- Ale pali nadal?
- Oczywiście.- wyszeptałam biorąc do ręki jabłko. Matka tylko zamknęła drzwiczki,poprawiając zbłąkany kosmyk włosów z czoła.
- Sama widzisz o co mi chodziło...- powiedziała pod nosem. Zajęła miejsce przy stole i chwyciła starą gazetę.
- To...czemu masz malinkę na szyi?-spytała przeglądając magazyn. Otworzyłam szeroko oczy.
- Co?- wydukałam. Zaczęłam dotykać dokładnie skóry. Zerwałam się do lustra. Plama wyglądała jakby była dopiero co zrobiona. Zaczęłam analizować kiedy mogłam się podrapać albo coś.
- Nathalie, jeśli to wszystko jest przez jakiegoś chłopaka to...- zaczęła.
- JA NIE MAM CHŁOPAKA! TO NIE JEST MALINKA! TO JAKIEŚ UCZULENIE!- wydarłam się. Kobieta patrzyła na mnie zdziwiona. Bo to przecież uczulenie...
Po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk zamykanych drzwi.
- Idź na górę.- powiedziała mama.
- Ale...
- Idź na górę.- powtórzył ojciec, który własnie wszedł do kuchni. Powoli skierowałam się na schody. Gdy weszłam na pierwszy stopień, odwróciłam się w ich stronę. Mierzyli się morderczymi spojrzeniami. I oni się kiedyś kochali?
Siedząc na parapecie patrzyłam w dół. Wiatr delikatnie dotykał mojej skóry i wprawiał w ruch kosmyki włosów, które wypadły z prowizorycznego koka. Niebo przeciął oślepiający błysk. Zapowiada się na burzę. Co dziwne z dołu nie było słychać wrzasków. Może się pozabijali? Przejechałam opuszkami palców po szyi. Pewnie on to zrobił. Tylko w jakim celu? Pierwsze krople deszczu zaczęły upadać na ziemię. Zero śniegu. Co to za zima? Teoretycznie było zimno, ale nie odczuwałam tak tego. Moje ciało było zimne i puste. Idealnie się komponowało z panującą pogodą. Ciekawe jak to się stało? Kiedy zaczęło być coś nie tak ze mną? A może zawsze byłam inna...
Bo byłaś...
- Znowu ty?- wymamrotałam nie zwracając na niego większej uwagi.
Zapomniałaś,że zawsze jestem przy tobie?
- Nie, ale to nie znaczy, że będę się cieszyć z twojej bezpośredniej obecności.- westchnęłam. Rozległo się grzmienie.
Szkoda... Ale ja zawsze będę wiedział co myślisz o mnie, o wszystkim. Wiesz to?
- To logiczne, jeśli nazywasz siebie moim umysłem.- odpowiedziałam obojętnie. Wiatr zaczął przywierać na sile. Zmarszczyłam brwi. Zaczynała się już większa wichura.
- To też ty?- spytałam prostując się.
A jak myślisz?
- Przecież wiesz.- powiedziałam cicho unosząc kącik ust.
Co nie znaczy, że nie możesz mi odpowiedzieć...
- Myślę, że to ty. Ale to chyba jest niemożliwe. Bo jeśli jesteś tym za kogo się podajesz, nie mógł byś tego zrobić. A jeśli mógłbyś, to... ja też bym mogła.- przeniosłam na niego niepewny wzrok. Uważnie się mi przyglądał pocierając palcem skroń. Uśmiechnął się, a w jego oczach widziałam podziw.
- Co?- zaśmiałam się.
Jesteś bardzo... Inteligentna. Masz swoją wersję. Ale nie jest ona prawidłowa. Wątpię abyś domyśliła się odpowiedniej.
- To mi powiedz.- zmrużyłam oczy. Byłam coraz bardziej pewniejsza siebie. Nie obawiałam się go już. Bo jeśli jest częścią mnie to bałabym się samej siebie. Może jest wytworem mojej zniszczonej wyobraźni, ale to nie znaczy, że nie mogę nad nim zapanować.
Wtedy musiał bym ci wszystko powiedzieć... Nie odbieraj mi satysfakcji z twojej niewiedzy.
Powiedział nawet... słodko? Boże, to jest coraz dziwniejsze.
- Mamy czas.- zmieniałam pozycję na wygodniejszą.- Powiedz mi wszystko. Zaczynając kim jesteś, jak masz na imię, czy każdy widzi swój 'umysł', czemu akurat ty i takie inne bzdety.- wyliczałam na palcach.
Dociekliwa jesteś...
- A ty tajemniczy. Nienawidzę gdy ktoś jest tajemniczy, więc jeśli mam cię szanować masz mi wszystko powiedzieć.- powiedziałam pewna siebie. Uniósł do góry prawą brew i rozsiadł się w puchatym fotelu.
Tajemniczość to klucz.
- Do?- spytałam cierpliwie.
Do wszystkiego. Najbardziej do zwrócenia na siebie uwagi.
- Niby czemu?
Powiedz szczerze. Czy gdybym na samym początku ci wszystko powiedział, bałabyś się mnie? Myślałabyś o mnie?
- A kiedy był ten początek?- zaciekawiłam się.
Jesteś inna. Mówiłem ci to już.
Zaśmiał się zakładając nogę na nogę.
- Czemu tak sądzisz?- oparłam brodę o dłoń.
Normalna osoba odpowiedziałaby na moje pytania, a nie zadała swoje.
- To, że cię widzę sprawia, że nie mogę już być normalna.- wyszeptałam prostując się.
Spojrzał na mnie zamyślonym wzrokiem stukając palcami o oparcie siedzenia.
- To opowiesz o sobie?- zapytałam z nadzieją. Odetchnął głęboko wbijając spojrzenie we własną dłoń.
Mówiłem ci, że jestem twoim umysłem. Ale nie tylko. Nazywam się Azrael. Jestem synem Lucyfera.
Siedziałam z szeroko otwartymi oczami. Nie wiedziałam co powiedzieć, myśleć. Nic. On przyglądał mi się z nikłym uśmiechem. Cała spięta ciężko oddychałam. Siedzę w jednym pokoju z synem diabła? Głośny grzmot.
- O kurwa.- złapałam się za serce. Prawie padłam na zawał. Nie ma co, efekty dźwiękowe w odpowiednim momencie.
- Czyli mam rozumieć, że opętał mnie demon?- moja pewność siebie pękła jak balonik. Kurczowo zaciskałam dłoń jakby miało mi to w czymś pomóc.
Nie jestem demonem. Jestem upadłym aniołem.
- Bo to wielka różnica. - wysapałam sarkastycznie. Zmierzył mnie oburzonym wzrokiem.
Nie, ale dostojniej brzmi.
Odparł zamyślony. Wstał i zaczął uważnie obserwować mój pokój. Zsunęłam się z parapetu i zamknęłam okno z trzaskiem. Wtedy zwrócił na mnie uwagę. Podciągnęłam rękawy bluzy i oparłam się o ścianę. Brunet wrócił do poprzedniego zajęcia wciskając pięści w kieszenie znoszonej kurtki.
- To jak mieć szatana za ojca?- powiedziałam zanim pomyślałam. Choć to wiele by nie zmieniło i tak by wiedział.
Nie jest źle. To tak jakby być synem prezydenta, którego większość ludzi nienawidzi.
Nadal wpatrywał się w ścianę. Były na niej przyczepione zdjęcia. Moje, rodziców, Victorii... Nie zdjęłam ich. W ogóle nie zwracałam uwagi na tą ścianę od czasu powrotu do Londynu. Za bardzo byłam zagubiona we własnym umyśle.
Czemu dałaś jej odejść?
- Hmm?- zdziwiłam się. Chodzi mu o Victorię?
Tak.
- Nie rób tak. To jest przerażające.- odparłam marszcząc brwi.
Odpowiesz?
- Przecież wiesz.- wyszeptałam.
Wiem, ale ja muszę opowiadać o sobie więc ty też byś mogła.
- Powiedziałeś mi tylko jak masz na imię i kim jest twój ojciec.
I powiem więcej. Tylko mi odpowiedz.
Odkręcił się w moją stronę wbijając we mnie brązowe tęczówki.
- Nie mogłam jej zatrzymać. Nikogo nie powinno się zatrzymywać. Trzeba iść dalej.- westchnęłam.- Mów dalej.- powiedziałam twardo.
Nie lubisz wyrażać uczuć...
- Mów dalej.- wysyczałam.
Nie mogę ci powiedzieć.Po prostu jestem tu bo ty jesteś potrzebna tam.
- Słucham?- zdziwiłam się.
Dobrze usłyszałaś. Nie mogę ci więcej powiedzieć. Wpadnę później.
Znowu zniknął. To jest już wkurzające. Opadłam wkurzona na łóżko. Miał mi powiedzieć wszystko. Następnym razem mu wygarnę.
Drzwi do mojego pokoju otworzyły się z hukiem. Stała w nich zdenerwowana matka ubrana w płaszczu z torebką w ręku.
- Pakuj się, jedziesz ze mną.- powiedziała biorąc głęboki wdech.
Bo byłaś...
- Znowu ty?- wymamrotałam nie zwracając na niego większej uwagi.
Zapomniałaś,że zawsze jestem przy tobie?
- Nie, ale to nie znaczy, że będę się cieszyć z twojej bezpośredniej obecności.- westchnęłam. Rozległo się grzmienie.
Szkoda... Ale ja zawsze będę wiedział co myślisz o mnie, o wszystkim. Wiesz to?
- To logiczne, jeśli nazywasz siebie moim umysłem.- odpowiedziałam obojętnie. Wiatr zaczął przywierać na sile. Zmarszczyłam brwi. Zaczynała się już większa wichura.
- To też ty?- spytałam prostując się.
A jak myślisz?
- Przecież wiesz.- powiedziałam cicho unosząc kącik ust.
Co nie znaczy, że nie możesz mi odpowiedzieć...
- Myślę, że to ty. Ale to chyba jest niemożliwe. Bo jeśli jesteś tym za kogo się podajesz, nie mógł byś tego zrobić. A jeśli mógłbyś, to... ja też bym mogła.- przeniosłam na niego niepewny wzrok. Uważnie się mi przyglądał pocierając palcem skroń. Uśmiechnął się, a w jego oczach widziałam podziw.
- Co?- zaśmiałam się.
Jesteś bardzo... Inteligentna. Masz swoją wersję. Ale nie jest ona prawidłowa. Wątpię abyś domyśliła się odpowiedniej.
- To mi powiedz.- zmrużyłam oczy. Byłam coraz bardziej pewniejsza siebie. Nie obawiałam się go już. Bo jeśli jest częścią mnie to bałabym się samej siebie. Może jest wytworem mojej zniszczonej wyobraźni, ale to nie znaczy, że nie mogę nad nim zapanować.
Wtedy musiał bym ci wszystko powiedzieć... Nie odbieraj mi satysfakcji z twojej niewiedzy.
Powiedział nawet... słodko? Boże, to jest coraz dziwniejsze.
- Mamy czas.- zmieniałam pozycję na wygodniejszą.- Powiedz mi wszystko. Zaczynając kim jesteś, jak masz na imię, czy każdy widzi swój 'umysł', czemu akurat ty i takie inne bzdety.- wyliczałam na palcach.
Dociekliwa jesteś...
- A ty tajemniczy. Nienawidzę gdy ktoś jest tajemniczy, więc jeśli mam cię szanować masz mi wszystko powiedzieć.- powiedziałam pewna siebie. Uniósł do góry prawą brew i rozsiadł się w puchatym fotelu.
Tajemniczość to klucz.
- Do?- spytałam cierpliwie.
Do wszystkiego. Najbardziej do zwrócenia na siebie uwagi.
- Niby czemu?
Powiedz szczerze. Czy gdybym na samym początku ci wszystko powiedział, bałabyś się mnie? Myślałabyś o mnie?
- A kiedy był ten początek?- zaciekawiłam się.
Jesteś inna. Mówiłem ci to już.
Zaśmiał się zakładając nogę na nogę.
- Czemu tak sądzisz?- oparłam brodę o dłoń.
Normalna osoba odpowiedziałaby na moje pytania, a nie zadała swoje.
- To, że cię widzę sprawia, że nie mogę już być normalna.- wyszeptałam prostując się.
Spojrzał na mnie zamyślonym wzrokiem stukając palcami o oparcie siedzenia.
- To opowiesz o sobie?- zapytałam z nadzieją. Odetchnął głęboko wbijając spojrzenie we własną dłoń.
Mówiłem ci, że jestem twoim umysłem. Ale nie tylko. Nazywam się Azrael. Jestem synem Lucyfera.
Siedziałam z szeroko otwartymi oczami. Nie wiedziałam co powiedzieć, myśleć. Nic. On przyglądał mi się z nikłym uśmiechem. Cała spięta ciężko oddychałam. Siedzę w jednym pokoju z synem diabła? Głośny grzmot.
- O kurwa.- złapałam się za serce. Prawie padłam na zawał. Nie ma co, efekty dźwiękowe w odpowiednim momencie.
- Czyli mam rozumieć, że opętał mnie demon?- moja pewność siebie pękła jak balonik. Kurczowo zaciskałam dłoń jakby miało mi to w czymś pomóc.
Nie jestem demonem. Jestem upadłym aniołem.
- Bo to wielka różnica. - wysapałam sarkastycznie. Zmierzył mnie oburzonym wzrokiem.
Nie, ale dostojniej brzmi.
Odparł zamyślony. Wstał i zaczął uważnie obserwować mój pokój. Zsunęłam się z parapetu i zamknęłam okno z trzaskiem. Wtedy zwrócił na mnie uwagę. Podciągnęłam rękawy bluzy i oparłam się o ścianę. Brunet wrócił do poprzedniego zajęcia wciskając pięści w kieszenie znoszonej kurtki.
- To jak mieć szatana za ojca?- powiedziałam zanim pomyślałam. Choć to wiele by nie zmieniło i tak by wiedział.
Nie jest źle. To tak jakby być synem prezydenta, którego większość ludzi nienawidzi.
Nadal wpatrywał się w ścianę. Były na niej przyczepione zdjęcia. Moje, rodziców, Victorii... Nie zdjęłam ich. W ogóle nie zwracałam uwagi na tą ścianę od czasu powrotu do Londynu. Za bardzo byłam zagubiona we własnym umyśle.
Czemu dałaś jej odejść?
- Hmm?- zdziwiłam się. Chodzi mu o Victorię?
Tak.
- Nie rób tak. To jest przerażające.- odparłam marszcząc brwi.
Odpowiesz?
- Przecież wiesz.- wyszeptałam.
Wiem, ale ja muszę opowiadać o sobie więc ty też byś mogła.
- Powiedziałeś mi tylko jak masz na imię i kim jest twój ojciec.
I powiem więcej. Tylko mi odpowiedz.
Odkręcił się w moją stronę wbijając we mnie brązowe tęczówki.
- Nie mogłam jej zatrzymać. Nikogo nie powinno się zatrzymywać. Trzeba iść dalej.- westchnęłam.- Mów dalej.- powiedziałam twardo.
Nie lubisz wyrażać uczuć...
- Mów dalej.- wysyczałam.
Nie mogę ci powiedzieć.Po prostu jestem tu bo ty jesteś potrzebna tam.
- Słucham?- zdziwiłam się.
Dobrze usłyszałaś. Nie mogę ci więcej powiedzieć. Wpadnę później.
Znowu zniknął. To jest już wkurzające. Opadłam wkurzona na łóżko. Miał mi powiedzieć wszystko. Następnym razem mu wygarnę.
Drzwi do mojego pokoju otworzyły się z hukiem. Stała w nich zdenerwowana matka ubrana w płaszczu z torebką w ręku.
- Pakuj się, jedziesz ze mną.- powiedziała biorąc głęboki wdech.
Nie spodziewałam się tego O.o...
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział :D
czekam na nexta i przepraszam, żę taki krótki komentarz, ale nie mam czasu na pisanie dłuższego...
Edzia
O matko! On jest synem diabła?! To opowiadanie zaczyna mi się podobać jeszcze bardziej ^^
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Czekam na nexta :**