- Idę do toalety. - odparła dyskretnie moja matka. Pokiwałam delikatnie głową nie otwierając oczu. Jednak po chwili uchyliłam jedno z nich, czując czyjąś obecność. Na fotelu obok mnie siedział ten przeklęty brunet. Westchnęłam głośno.
- A było tak spokojnie... - mruknęłam wracając do trzeźwych myśli. Zamrugałam powiekami i wypuściłam powietrze.
Dobrze zrobiłaś.
- A co zrobiłam? - zdziwiłam się. Azrael wbijał we mnie intensywne spojrzenie brązowych tęczówek. Wywoływały we mnie przerażenie. Mimowolnie moje ciało przeszedł dreszcz. Po chwili roześmiał się i chwycił kosmyk moich włosów przenosząc na niego wzrok. Delikatnie okręcał go palcami. Nasze twarze znalazły się blisko siebie. Coraz trudniej było mi zaczerpnąć powietrza. Tylko, że chyba nie ze strachu... Gwałtownie podniósł na mnie wzrok.
Odcięłaś się od nich. Od problemów.
Wyszeptał i zostawił w spokoju moje włosy. Spuściłam wzrok w dół. Miał rację. Uciekłam jak tchórz. Objął moją twarz dłońmi tak aby na niego spojrzała.
Możesz teraz udowodnić, że nie jesteś tchórzem.
Popatrzyłam na niego z przerażeniem. Dolna warga zaczęła minimalnie drżeć, ale i tak to zauważył.
Może jednak jesteś.
Odparł kpiąco. Wyrwałam się z jego uścisku i obejrzałam się czy moja matka raczy wrócić. Jak widać nie. Zacisnęłam usta w cienką linię.
- Jak mam ci pokazać, że nim nie jestem? - zapytałam twardo wyglądając za okno. Wiedziałam, że się uśmiecha.
Umrzeć.
Zamknęłam oczy i głęboko oddychałam. Wiedziałam, ale liczyłam, że wymyślił co innego.
- Chyba podziękuję...- odparłam cicho.
Za późno, skarbie.
Odwróciłam się w jego stronę. Na jego twarzy ukazał się szeroki uśmiech. Patrzył za okno. Powoli przeniosłam wzrok na obiekt jego zafascynowania. Skrzydło samolotu. Zmarszczyłam brwi. O co mu chodzi? Nagle wybuchła wielka kula światła, która mnie oślepiła. Zasłoniłam twarz ramieniem. Szybko jednak ją opuściłam. Całe skrzydło płonęło. Zacisnęłam dłonie na siedzeniu. Ogień powoli się przenosił dalej. W tle było słychać komunikat, a potem stewardessy uspokajające pasażerów. Spojrzałam na bruneta. Puścił mi oczko i znowu zniknął. Ześlizgnęłam się na podłogę. Zaczęłam płycej oddychać. Bałam się. Cholernie się bałam! Dym dostał się do środka. Nie było już prawie nic widać. Zaczęłam się nim dławić. Skuliłam się i zacisnęłam powieki. Zaczęłam słyszeć tylko szmery, nie rozróżniałam głosów. Traciłam świadomość.
Czekamy...
Usłyszałam. Słowo odbijało się w mojej głowie. Raz głośno, raz cicho. Raz łagodnie, raz histerycznie. Raz piskliwie, raz głęboko. Zamknęłam oczy. Nic mnie nie uratuje. Zobaczę czego chciał ode mnie tyle czasu...
Nareszcie...
Wszędzie czarno. Chyba leże na ziemi. Powoli zaczynam widzieć w oddali zarys dwóch postaci. Wyciągam do nich rękę. Rozchylam bardziej powieki. Widzę Azraela. Za nim stoi jakiś siwy facet w czarnym garniturze. Chłopak kucnął przy mnie i posłał dumny uśmiech. Chciał chwycić mnie za dłoń. Było już tak blisko...
- Nathalie! - usłyszałam nawoływanie. To była mama...
Nie zwracaj na nią uwagi.
Rozkazał mi koszmar. Cofnęłam dłoń.
Co ty robisz?! Daj rękę! Pomogę ci!
Mówił zdesperowany.
- Nathalie! - ponownie usłyszałam.
Patrzył na mnie z nadzieją. Chciał mnie dotknąć. Cofnęłam się. Uchylił delikatnie usta ze zdziwienia.
- Chyba podziękuję...- wychrypiałam.
Wzięłam głęboki wdech otwierając oczy. Za jasno. Zakryłam twarz dłońmi. Poczekałam aż mój oddech się ureguluje i dopiero odważyłam się spojrzeć. Jestem w samolocie. On się nie spalił? Koło mnie siedzi przerażona matka i chyba wszyscy obecni tu ludzie obserwują każdy mój ruch. Jedna ze stewardess podała mi plastikowy kubek z wodą. Szybko go chwyciłam i wypiłam na raz.
- Co się stało? - spytałam cicho. Mama mocno mnie przytuliła.
- Kolejny koszmar. - wyszeptała. Sen? Aż tak okłamuje mnie mój umysł? Może to prawda? A może to granice wyobraźni zacierają się z prawdziwym życiem?
____________________________________________________________
FUCK RULES! Stwierdziłam, że to opowiadanie musi mieć krótsze rozdziały bo w każdym jest inne rozumowanie ;c Nie wiem czy to dobrze czy źle... Ale jeśli są krótsze to trzeba je dodawać częściej ;) Oczywiście mam nadzieję, że kilka trafi się dłuższych.Myślę jak zakończyć to opowiadanie(nie bójcie się jeszcze przynajmniej kilkanaście rozdziałów), bo mam dwa pomysły i jeśli wybiorę taki specjalny to można zrobić drugą część opowiadania... Jak teraz myślę to jednak mam 3 pomysły ._. I ten trzeci też można byłoby rozwinąć, ale to już naciągane. Albo i nie! ;o Boże sama nie wiem co mogę zrobić ;-; W takim razie 4 różne sposoby (3 na dwa sposoby) :D Jak oceniacie dzisiejszy rozdział? :3
- A było tak spokojnie... - mruknęłam wracając do trzeźwych myśli. Zamrugałam powiekami i wypuściłam powietrze.
Dobrze zrobiłaś.
- A co zrobiłam? - zdziwiłam się. Azrael wbijał we mnie intensywne spojrzenie brązowych tęczówek. Wywoływały we mnie przerażenie. Mimowolnie moje ciało przeszedł dreszcz. Po chwili roześmiał się i chwycił kosmyk moich włosów przenosząc na niego wzrok. Delikatnie okręcał go palcami. Nasze twarze znalazły się blisko siebie. Coraz trudniej było mi zaczerpnąć powietrza. Tylko, że chyba nie ze strachu... Gwałtownie podniósł na mnie wzrok.
Odcięłaś się od nich. Od problemów.
Wyszeptał i zostawił w spokoju moje włosy. Spuściłam wzrok w dół. Miał rację. Uciekłam jak tchórz. Objął moją twarz dłońmi tak aby na niego spojrzała.
Możesz teraz udowodnić, że nie jesteś tchórzem.
Popatrzyłam na niego z przerażeniem. Dolna warga zaczęła minimalnie drżeć, ale i tak to zauważył.
Może jednak jesteś.
Odparł kpiąco. Wyrwałam się z jego uścisku i obejrzałam się czy moja matka raczy wrócić. Jak widać nie. Zacisnęłam usta w cienką linię.
- Jak mam ci pokazać, że nim nie jestem? - zapytałam twardo wyglądając za okno. Wiedziałam, że się uśmiecha.
Umrzeć.
Zamknęłam oczy i głęboko oddychałam. Wiedziałam, ale liczyłam, że wymyślił co innego.
- Chyba podziękuję...- odparłam cicho.
Za późno, skarbie.
Odwróciłam się w jego stronę. Na jego twarzy ukazał się szeroki uśmiech. Patrzył za okno. Powoli przeniosłam wzrok na obiekt jego zafascynowania. Skrzydło samolotu. Zmarszczyłam brwi. O co mu chodzi? Nagle wybuchła wielka kula światła, która mnie oślepiła. Zasłoniłam twarz ramieniem. Szybko jednak ją opuściłam. Całe skrzydło płonęło. Zacisnęłam dłonie na siedzeniu. Ogień powoli się przenosił dalej. W tle było słychać komunikat, a potem stewardessy uspokajające pasażerów. Spojrzałam na bruneta. Puścił mi oczko i znowu zniknął. Ześlizgnęłam się na podłogę. Zaczęłam płycej oddychać. Bałam się. Cholernie się bałam! Dym dostał się do środka. Nie było już prawie nic widać. Zaczęłam się nim dławić. Skuliłam się i zacisnęłam powieki. Zaczęłam słyszeć tylko szmery, nie rozróżniałam głosów. Traciłam świadomość.
Czekamy...
Usłyszałam. Słowo odbijało się w mojej głowie. Raz głośno, raz cicho. Raz łagodnie, raz histerycznie. Raz piskliwie, raz głęboko. Zamknęłam oczy. Nic mnie nie uratuje. Zobaczę czego chciał ode mnie tyle czasu...
Nareszcie...
Wszędzie czarno. Chyba leże na ziemi. Powoli zaczynam widzieć w oddali zarys dwóch postaci. Wyciągam do nich rękę. Rozchylam bardziej powieki. Widzę Azraela. Za nim stoi jakiś siwy facet w czarnym garniturze. Chłopak kucnął przy mnie i posłał dumny uśmiech. Chciał chwycić mnie za dłoń. Było już tak blisko...
- Nathalie! - usłyszałam nawoływanie. To była mama...
Nie zwracaj na nią uwagi.
Rozkazał mi koszmar. Cofnęłam dłoń.
Co ty robisz?! Daj rękę! Pomogę ci!
Mówił zdesperowany.
- Nathalie! - ponownie usłyszałam.
Patrzył na mnie z nadzieją. Chciał mnie dotknąć. Cofnęłam się. Uchylił delikatnie usta ze zdziwienia.
- Chyba podziękuję...- wychrypiałam.
Wzięłam głęboki wdech otwierając oczy. Za jasno. Zakryłam twarz dłońmi. Poczekałam aż mój oddech się ureguluje i dopiero odważyłam się spojrzeć. Jestem w samolocie. On się nie spalił? Koło mnie siedzi przerażona matka i chyba wszyscy obecni tu ludzie obserwują każdy mój ruch. Jedna ze stewardess podała mi plastikowy kubek z wodą. Szybko go chwyciłam i wypiłam na raz.
- Co się stało? - spytałam cicho. Mama mocno mnie przytuliła.
- Kolejny koszmar. - wyszeptała. Sen? Aż tak okłamuje mnie mój umysł? Może to prawda? A może to granice wyobraźni zacierają się z prawdziwym życiem?
____________________________________________________________
FUCK RULES! Stwierdziłam, że to opowiadanie musi mieć krótsze rozdziały bo w każdym jest inne rozumowanie ;c Nie wiem czy to dobrze czy źle... Ale jeśli są krótsze to trzeba je dodawać częściej ;) Oczywiście mam nadzieję, że kilka trafi się dłuższych.Myślę jak zakończyć to opowiadanie(nie bójcie się jeszcze przynajmniej kilkanaście rozdziałów), bo mam dwa pomysły i jeśli wybiorę taki specjalny to można zrobić drugą część opowiadania... Jak teraz myślę to jednak mam 3 pomysły ._. I ten trzeci też można byłoby rozwinąć, ale to już naciągane. Albo i nie! ;o Boże sama nie wiem co mogę zrobić ;-; W takim razie 4 różne sposoby (3 na dwa sposoby) :D Jak oceniacie dzisiejszy rozdział? :3
*taki Alex (Azrael) ^^ *