26 maja 2014

~17

Zaskomlałam żałośnie gdy poczułam oślepiające mnie promienie słońca. Z wielkim trudem uchyliłam powieki. Widząc nieznany mi pokój od razu poderwałam się do pionu, co spotkało się z bolesnym uściskiem w okolicach skroni. Jeszcze raz zaczęłam skanować wnętrze pomieszczenia. Po chwili westchnęłam z własnej głupoty, gdy dotarł do mnie fakt, że spędziłam pierwszą noc w mojej nowej sypialni. Ześlizgnęłam się z łóżka i chwyciłam leżący obok niego dziennik. Przejechałam ręką po okładce starając przypomnieć sobie dzisiejszy koszmar. Zacisnęłam powieki, ale... Nic nie przychodziło mi do głowy. Utworzyłam z ust tak zwany dzióbek i wypuściłam powietrze z płuc. Rzuciłam zeszyt w pościel i wyszłam z pokoju. W mieszkaniu było dość cicho. Ale przynajmniej nie było aż tak grobowej atmosfery jak w Londynie.
- Mamo? - powiedziałam w przestrzeń z delikatną chrypką. Odkaszlnęłam, przerzucając włosy na ramię. - Mamo! - odparłam głośniej i pewniej. Jednak nadal nie otrzymałam odpowiedzi. Przeszłam do kuchni zauważając małą pomarańczową karteczkę.
Wyszłam na sesję. Wrócę późno. Zamów sobie coś na obiad. Pieniądze leżą na lodówce. 
                                  Kocham, mama.
Wpatrywałam się w karteczkę, zaginając jej róg. Po chwili ją zgniotłam wrzucając do śmietnika. Otworzyłam lodówkę wertując jej wnętrze. Złapałam się za usta czując, że jest możliwość abym zwróciła... Coś, co mam jeszcze w żołądku. Zatrzasnęłam drzwi i chwyciłam kubek nalewając do niego kranówki. Połowę cieczy jednak wylałam do zlewu. Oparłam się o blat zamykając oczy. Gdy poczułam, że jest coraz zimniej powoli podniosłam powieki. Na dworze zrobiło się ciemno. Wyprostowałam kręgosłup i odkręciłam się w stronę drzwi.
Stał tam, patrząc na mnie wzrokiem wypranym z emocji. Przyzwyczaiłam się już do tego. Spuściłam wzrok i zacisnęłam wargi.

Jak tam nowe życie?

Jego głos wydawał się przesiąknięty gniewem. Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem.

- Śniłeś mi się w samolocie. - postanowiłam ignorować jego słowa. Grać w jego grę.

Zadałem pytanie.

Zacisnął dłonie w pięści i wertował wzrokiem moje ciało.

- Ale dzisiaj już nie. - kontynuowałam. - Obraziłeś się?

Odpowiedz.

- Co to był za facet?


Myślisz, że ci się uda być górą? 

W pomieszczeniu było duszno. Wydaje mi się, że jest coraz cieplej.

- Naprawdę chcesz abym umarła?

Jesteś słaba. Nie wygrasz tego.

Zaczął kierować się wolnym krokiem w moim kierunku.

- To był twój ojciec? - stałam w miejscu coraz bardziej podnosząc głos.

To jest takie zabawne...

- Kim ty do cholery jesteś?!


Bezwartościowy śmieć. Tym jesteś.

- Po co wam jestem potrzebna?! - zaczęłam zdzierać gardło. Przez moje płuca przelatywało coraz więcej powietrza.


Twój żywot nie jest warty ani grosza.

- Dlaczego wczoraj mnie zostawiłeś, ignorowałeś?! - wrzasnęłam gdy był ode mnie na wyciągnięcie ręki. Jego twarz spoważniała. Żadne słowo nie przeszło już przez jego gardło. Poczułam ciepłą kroplę spływającą po moim policzku. Przełknęłam ślinę i patrzyłam na niego z bólem. - Nie masz uczuć. To ty jesteś śmieciem. To ty jesteś słaby. Ty nie jesteś nic warty. Ty jesteś sam i nie zmienisz tego. - wysyczałam patrząc w jego brązowe tęczówki. Były takie same jak na początku. Puste. Otarłam niezdarnie policzek i wciągnęłam kolejną dawkę powietrza do płuc.

- Nie wygram tego. Bo 'to' nie istnieje. -  dodałam szeptem z załamującym się głosem. Nie wiedziałam jak wydobyłam z siebie tyle odwagi. Wydaje się, że postawienie się czemuś co nie istnieje nie jest trudne. Przeciwnie. Jest najtrudniejsze. Bo my to stworzyliśmy. Kąciki ust bruneta uniosły się tworząc uśmiech, który zburzył we mnie to co przed chwilą zbudowałam. Zacisnęłam wargi czekając na jego ruch. Na to jak mnie wyśmieje.

Ty istniejesz, prawda?

Powiedział bardzo spokojnym, melancholijnym głosem. Był pewny swojej wygranej.

- Tak. - wychrypiałam.

Czyli wszystko co jest tobą, również?

Pokiwałam ostrożnie głową, wiedząc, że znowu to on ma władzę.


Ty nawet nie rozumiesz o co pragniesz walczyć.

Stwierdził zatroskanym głosem i chwycił moją twarz w swoje dłonie.


Prawda?

Jego oczy wpatrywały się w moje z tą pieprzoną wyższością. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. Chciałam zaprzeczyć. Chciałam, ale nie mogłam...

- Prawda. - wyszeptałam.

W takim razie powiem ci.

Powiedział, jakby z frustracją. Jego palce zacisnęły się na mojej skórze na co syknęłam z bólu.


Walczysz o swoje życie, Nathalie.

Wyszeptał z powagą. Moja dolna warga zaczęła delikatnie drżeć, pod wpływem emocji. 

Brunet spojrzał na nią, oblizując swoje. Brutalnie przyciągnął bliżej moją twarz i połączył nasze usta. Moje serce biło tak szybko i nierówno, że byłam pewna jego eksplodowania. Jego język doszczętnie skanował wnętrze mojej jamy ustnej.  Nie mogłam go odepchnąć, nawet nie próbowałam. Wiedziałam, że nie dam rady. Nie oddając pocałunku czekałam na jego zakończenie. Z momentem rozstania się naszych ust, poczułam wyssane wszelkie emocje. Brązowooki jednak nadal był wystarczająco blisko, aby mógł kolejny raz przyprawić mnie o stan pod zawałowy. Czułam na twarzy jego ciepły oddech. Złapał zębami moją dolną wargę delikatnie ją pociągając ku sobie. Wypuścił moją twarz z dłoni i zrobił krok do tyłu. 

A o nim decyduję ja.

Powiedział zdecydowanie i zniknął zaraz po moim mrugnięciu okiem. Zsunęłam się na zimne płytki, wkładając palce we włosy.
- Co tu się kurwa stało?- wyszeptałam do siebie, zamykając oczy.




2 komentarze:

  1. No właśnie. "Co tu się kurwa stało?" Szczerze mówiąc to brak mi słów. Najpierw ją wyzywa, a potem całuje. Gdzie tu logika? Ja nic nie ogarniam... Mam nadzieję, że szybko to wyjaśnisz.
    Kocham. Czekam. Nie ogarniam :*

    OdpowiedzUsuń