04 maja 2014

~15

- Salut en France. Qu'est-ce que je peux faire pour vous? - młoda kobieta serdecznie uśmiechnęła się w naszą stronę.
- Bonjour. Où sont les taxis? - moja matka odwzajemniła uśmiech pracownicy lotniska. Stałam obok niej z zamyślonym wyrazem twarzy. Czułam się jakby naprawdę prawie umarła. A może to przez lot samolotem? Odkąd wyrwałam się z tego koszmaru z moich ust nie wypłynęło żadne słowo. Kurczowo zaciskałam dłoń na rączce walizki i wpatrywałam się w szybę kawiarni. Jest tu tak dużo ludzi jak na lotnisku w Londynie. Chcę wreszcie stąd iść. Być sama. Wygrzebałam z kieszeni słuchawki i włożyłam je do uszów. Włączyłam piosenkę na moim Ipodzie. Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Oderwać się od rzeczywistości. Mój cel na dziś. Po chwili poczułam ciepły dotyk na ramieniu. Spojrzałam na mamę, która ruchem dłoni pokazała, że już idziemy. Ruszyłam za nią ciągnąc bagaż. Wbiłam wzrok pod nogi. Nie zamierzałam go podnosić. Wyszłyśmy z hali, a moje ciało owiał chłodny wiatr. Czułam zapach deszczu. Niedawno padało. Kobieta podbiegła do starszego mężczyzny stojącego obok czarnej taksówki. Powoli do nich podeszłam, a kierowca uniósł kapelusz na mój widok. Pokiwałam sztywno głową i otworzyłam tylne drzwi. Mężczyzna chwycił moją walizkę i podążył do bagażnika. Wsiadłam zatrzaskując drzwi. Naciągnęłam rękawy szarego płaszcza na dłonie.  Cicho westchnęłam i oparłam głowę o zimną szybę. Moja rodzicielka usiadła koło mnie posyłając mi pokrzepiające spojrzenie. Odwróciłam wzrok za okno gdy auto ruszyło. Wydychane przeze mnie powietrze pozostawiało po sobie ślady na szkle. Przeciągnęłam po niej palcem, rysując nic nie znaczące kółka. Na ulicach byli sami szczęśliwi ludzie. Co za ironia. Samochód zwolnił, a ja ujrzałam starą kamienicę. Wyglądała trochę przerażająco. Ciemnoczerwony mur ukrywał tajemnice. Taksówka całkiem się zatrzymała. Moja matka wysiadła, a ja spojrzałam na nią przerażona. Ostatnio mieszkała w miłym apartamencie w centrum. Otworzyła moje drzwi i spojrzała surowo. Powoli wyszłam z pojazdu przyglądając się budynkowi. Zdjęłam słuchawki i odkręciłam się do matki.
   - To tutaj? - spytałam cicho.
   - Po drugiej stronie. - wskazała głową naprzeciwko, płacąc za przejazd. Odnowiony budynek, wyglądał bardziej zachęcająco. Zacisnęłam wargi i poprawiłam włosy wpadające w moje oczy. Kobieta zmierzyła w kierunku mieszkania, a ja posłusznie ruszyłam za nią.
~*~
- A teraz najlepsze. Twój pokój. - blondynka rozsunęła białe drzwi, a po jej twarzy błąkał się uśmiech. Powoli weszłam do pomieszczenie. Promienie otulały białe meble. Pokoik był uroczy. Nie za duży, jego większą część zajmowało ogromne łóżko i kilka komód, a na drzwiach jednej z nich wisiało lustro. Na jego widok zmarszczyłam nos. Za dużo przygód z lustrami już przeżyłam.
- I jak? - spytała podekscytowała. Jej humor mi się jednak nie udzielał.
- Super. - odparłam melancholijnie i postawiłam walizkę przy wejściu. Kobieta widząc, że nie jestem w nastroju na radosne podskoki, i jeśli byłby to musical, śpiewy, pokiwała głową i udała się w odległy zakątek mieszkania. Ściągnęłam płaszcz rzucając go niedbale na posłanie po czym sama na nie opadłam. Przekręciłam się na plecy, ciężko wzdychając. Co by było gdyby mama mnie nie obudziła? Umarłabym? Czy to był tylko mocno psychiczny sen? Zaczynam popadać w paranoję. Zimny dreszcz przebiegł po moim ciele. Przekręciłam głowę w kierunku okna. Podmuchy wiatru burzyły harmonię tego miejsca. Ociężale zwlokłam się w celu zamknięcia okiennicy. Do pomieszczenia zaczęły wpadać malutkie, białe płatki. Wyjrzałam za szybę. Śnieg zaczynał przykrywać ulice. Z moich ust zaczęła wydobywać się para, na co delikatnie się uśmiechnęłam. Ponownie rzuciłam okiem na budynek na przeciwko. Tylko on psuł panującą na ulicy atmosferę perfekcyjności. Był tą tajemnicą. Oderwałam się od parapetu.
- Mamo! - wykrzyknęłam podchodząc do drzwi. Odsunęłam je i wyszłam na korytarz. - Mamo! - zawtórowałam.
- Tak? - wyszła zza rogu. Mieszkanie nie wydawało się duże, ale miało mnóstwo małych pomieszczeń. Nie wiem czy uda mi się je wszystkie ogarnąć.
- Co to za budynek na przeciwko? - uśmiech znikł z jej twarzy gdy usłyszała te słowa.
- Nie wiem. -odpowiedziała szybko wracając do swoich zajęć. Zmrużyłam oczy i wyszłam na klatkę. Zbiegłam po schodach i popchnęłam drzwi. Nie rozglądając się czy ktoś zamierza mnie przejechać, zmierzałam coraz bliżej wejścia do mojego celu. Stanęłam na schodach i tępo wpatrywałam się w szarą tabliczkę na której napisane było "Szpital dla umysłowo chorych". Po bladym policzku spłynęła samotna łza, pełna goryczy.

1 komentarz:

  1. O matko! Jak można mieszkać tak blisko szpitala psychiatrycznego?! Ja bym się bała, a co dopiero ma sobie Nath myśleć skoro ma takie sny, że jakby się ktoś uparł to by ją tam zamknął. Hmm... nie wiem co myśleć.
    Świetny rozdział. Czekam na nexta :**

    OdpowiedzUsuń