- Przepraszam, wszystko w porządku? - z budynku wyszła drobna blondynka. Jej skóra miała dość blady odcień, a w szarych oczach ujrzałam wypalone płomyki szczęścia. Dziewczyna wyglądała na nie dużo młodszą ode mnie. Jednak jej twarz mówiła, że przeszła o wiele więcej. Rozchyliłam delikatnie wargi nie wiedząc do końca co mam odpowiedzieć. Czy może być ze mną w porządku, skoro wyszłam ot tak boso na zaśnieżoną ulicę?
- Ja... - zawahałam się. - To jest psychiatryk, prawda? - wyszeptałam. Blondynka rzuciła spojrzenie na wiszącą na ścianie tabliczkę i westchnęła cicho.
- Fachowo. - posłała mi smutny uśmiech.
- A według ciebie? - wychrypiałam. Wyglądała na miłą, ale opuszczoną.
- Dom dla dusz. - odparła cicho z nieobecnym wzrokiem. Pokiwałam ostrożnie głową ze zrozumieniem. Choć nie rozumiałam. Od samego początku ton jej głosu był prawie bezgłośny. Strasznie przygnębiający. Zdawało się, że ma o wiele większe problemy ode mnie. Dawało mi to trochę otuchy. Jeśli jeszcze tu nie trafiłam to znaczy, że mogę żyć jak każdy człowiek. Lecz złotowłosa sprawiała wrażenie bardziej nieszczęśliwej niż psychicznej. Tylko co jeśli to tylko przykrywka? Jeśli umie doskonale manipulować ludźmi? A jeśli tylko sprawia wrażenie, że posiada przykrywkę, i naprawdę jest zagubiona w sobie?
- Nie zimno ci? - dotarł do mnie jej przyciszony głosik. Nie czułam już stóp.
- Nie. - powiedziałam trochę za szybko. Nastolatka zlustrowała moje ciało uważnie i skrzywiła się ponownie spoglądając w moje oczy.
- Nie kłam.- szepnęła z bólem. - Ludzie za często kłamią.
- Przepraszam. -odparłam speszona.
- Nie rób tego więcej. - powiedziała stanowczo dziewczyna. Uchyliła szerzej drzwi. - Wejdź. - posłała mi delikatny uśmiech. Serce mi stanęło na chwilę. Przełknęłam gulę tworzącą się w gardle.
- Chyba muszę już wracać do domu. - starałam się jej nie urazić. - Mama mnie zaraz zabije. - dodałam śmiejąc się. Ta jednak wbijała we mnie poważne spojrzenie. Żaden mięsień na jej twarzy nie drgnął.
- Nie żartuj ze śmierci. - szepnęła i zniknęła za powłoką drzwi, trzaskając nimi uprzednio. Wypuściłam powietrze z płuc i postanowiłam wrócić do mieszkania.
~*~
- Wszystko w porządku?- ponownie tego dnia usłyszałam pytanie. Jednak tym razem zadała je moja matka.
- Yhm.- mruknęłam grzebiąc w zawartości kolacji. W mojej głowie wciąż siedziała nastolatka. Głowiłam się co mogło się jej przydarzyć, że tam wylądowała. Było to bardzo dziwne, bo przecież dotąd nie dopuszczałam do siebie myśli, że ktoś ma gorzej. Westchnęłam odsuwając od siebie talerz i bez słowa wyjaśnień, ruszyłam do pokoju. Zasunęłam szczelnie drzwi i podeszłam do okna. Budynek na przeciwko owiany był mrokiem. Światło świeciło się tylko na samym dole w jednym pomieszczeniu. Był to chyba jakiś salon albo gabinet. Niewiele można dostrzec przez zasłony. Oparłam się rękami o parapet i zamknęłam oczy. Naszła mnie ochota na rozmowę. Z mamą raczej nie pogadam. Nie o moich problemach. Jak tak teraz myślę to nie mam nikogo. Choć może nie do końca...
- Nie myślałam, że do tego dojdzie. - westchnęłam. Przygryzłam wargę i zacisnęłam dłonie na marmurze.
- Azrael? - powiedziałam niegłośno w pustą przestrzeń sypialni. - Azrael. - syknęłam zniecierpliwiona i odkręciłam się mierząc wzrokiem pokój. Nigdzie jednak go nie zauważyłam. - Super. Czyli tak wpieprzasz mi się w życie, a teraz nic? - odparłam wkurzona. Rzuciłam się w pościel i zacisnęłam palce na kołdrze, wtulając się w nią. - Mówiłeś, że zawsze jesteś przy mnie. Jeśli tak nadal jest to... Weź się pokaż. - nadal nic. Bardziej wkopałam się w posłanie. - Dlaczego jestem inna? Dlaczego nie mam przyjaciół? Co ze mną nie tak?- pociągnęłam nosem. W moich oczach powoli gromadziły się łzy. - Tylko ty mi zostałeś. Taki cham. Który mnie denerwuje tylko. Ale kto tego nie robi? - szeptałam. Pierwsza kropla spłynęła po policzku.
- Boli mnie to. - wychrypiałam. - Jeszcze ten psychiatryk za oknem. I ta laska. Jeszcze bardziej poryta niż ja.- zaśmiałam się gorzko. - Przynajmniej mam taką nadzieję... Oczy mnie już szczypią. Zajebiście. - przetarłam mokrą twarz dłonią. - Śniłeś mi się. - westchnęłam. Nadal jestem tu sama. Może zmiana otoczenia naprawdę pomogła? Okryłam się szczelniej pierzyną i zamknęłam powieki. Gdy byłam już niedaleko granicy snu, poczułam owijającą mnie rękę w talii.
Śpij już, skarbie.
_________________________________________________________________________
Jaki brak weny ;-; Na wszystko ;-;
Może i brak weny, ale rozdział genialny :) zresztą jak zawsze ^^
OdpowiedzUsuńTo jest zdecydowanie moje ulubione opowiadanie :) Czekam na nexta :**