~*~
- Masz wszystko?- spytał mnie ojciec. Zmęczony całą sytuacją stał z moją torbą czekając na mnie.
- Tak.- wyszeptałam,zaciekle trzymając zeszyt przy klatce piersiowej. Rozejrzałam się po sali. Zasłane łóżko, które przez ostatni czas było moją własnością, dosunięte przy nim krzesło, szafka nocna pokryta kurzem. Tyle zostawiam. Skierowałam wzrok na 'śpiącą królewnę'. Nadal wyglądała perfekcyjnie, choć mogła niedługo umrzeć. Ciekawe czy Nathaniel do niej dzisiaj przyjdzie... Nie mogę z nim utrzymywać kontaktu. Dla jego dobra. Kogo ja oszukuję... Po prostu nie chcę. Nie mam pojęcia dlaczego. Przecież tak dobrze się z nim dogadywałam. Coś we mnie mi to wmawia. Zaciskając palce na okładce ruszyłam za tatą, który zdążył zniknąć za drzwiami. Weszliśmy do windy, na przymus słuchając tępej melodyjki w niej odtwarzanej. Mogłaby służyć za pudło tortur...
- Kolejna spokojna noc?- zapytał jakby od niechcenia. Jedyny temat na który rozmawiamy, a raczej on, bo ja nie jestem do niego skłonna.
- No.- bąknęłam pod nosem. Wyjęłam z kieszeni komórkę, aby sprawdzić godzinę. 00.00. Dziwne... Zaczyna już się psuć. Wsunęłam ją do spodni.
- Która godzina?- spytałam patrząc przed siebie.
- Już ci mówię...- odetchnął mężczyzna, spoglądając na nadgarstek.- Jest...Hmm. Równa dwunasta w nocy? Przecież dopiero co go nastawiałem...- stuknął palcem w szybkę zegarka.- Pewnie po trzynastej.- stwierdził nadal wpatrzony w czasomierz. Za to ja szybko zamknęłam oczy, zaciskając wargi. Oddychaj. To pewnie pole magnetyczne czy coś. Wyjdź na idiotkę i bój się wyzerowanych zegarków. Tylko tego ci brakuje.
- Nie idziesz?- zdziwił się ojciec. Podniosłam powieki i pospiesznie zaczęłam zmierzać na zewnątrz.
- Nathalie, nie tak szybko! Musimy cię jeszcze wypisać!- usłyszałam za plecami nawoływanie ojca. Szłam dalej, aby tylko być już w bezpiecznym samochodzie. Na parkingu zaczęłam się rozglądać za czarnym Jeep'em. Gdy go namierzyłam zaczęłam biec w jego kierunku.
- Nathalie!- usłyszałam za sobą. Gwałtownie się odwróciłam.
- Nathalie... Uciekasz czy co?- zaśmiał się Nath, nabierając powietrza. Patrzyłam na niego z kamienną twarzą nadal trzymając dziennik. Gdy zauważył,że nie jestem chętna, aby mu odpowiedzieć spoważniał.
- Wypisali cię?- zapytał z bólem w oczach.
- Tak.- wbiłam wzrok za jego plecy w znaną mi sylwetkę. Tylko skąd.
- Och, szkoda...
- Która godzina?- brutalnie mu przerwałam patrząc na obcego.
- Emm... Chyba się przestawił.- zdziwił się skupiając cała swoją uwagę na komórce.
- Niech zgadnę równa północ?
- Tak... Skąd wiedziałaś?- spojrzał na mnie z podziwem zmieszanym ze zdziwieniem.
- Taki talent.- posłałam mu krótki uśmiech. To jest chore...
- Fajnie. Wracając...Pewnie się cieszysz, bo możesz wrócić już do domu. Chodziło mi raczej o to, że...- nie słuchałam go już. Wszystkie zmysły skupiłam na chłopaku opierającym się o stojące w pobiliżu BMW. Włosy zaczesane do góry, czarna skóra idealnie się na nim układała, papieros do połowy wypalony, znalazł miejsce w jego ustach. A jego ciemne oczy... Wpatrywały się w moje. Bezwstydnie gapił się na mnie. Strasznie mi kogoś przypominał. Zmrużyłam oczy aby bardziej się skupić.
- Słuchasz ty mnie w ogóle?- Nath pomachał ręką przed moją twarzą.
- Sorry, zawiesiłam się.- zamrugałam oczami na znak,że staram się skupić.
- Ogólnie chodziło mi,że nie chcę tracić z tobą kontaktu. - uśmiechnął się ukazując dołeczki. Otworzyłam usta wdychając nimi powietrze. Co mam mu odpowiedzieć?! Przecież miałam się od niego odciąć. Szybko spojrzałam na tajemniczego chłopaka. Uśmiechnął się z kpiną, rzucając peta na ziemię. Założył ręce i wbijał we mnie zaciekawiony wzrok. Jakby usłyszał co mówił szatyn i wiedział o moim planie. Wróciłam wzrokiem do Nathaniela, który zmarszczył brwi.
- Emm, wiesz... Ja... Nie mam pojęcia. - wypaliłam.
- To znaczy? - obydwoje wbijali we mnie świdrujące spojrzenia.
- No bo... Nie wiem czy nie wyjadę do Paryża.-wymyśliłam na szybko. Nath nie wiedział co powiedzieć,a brunet zaczął mi bić bezgłośne brawo. Posłałam mu mordercze spojrzenie, które zignorował.
- Wiesz, do mamy.- dodałam próbując nie patrzeć na nieznajomego.
- Jasne.- posłał mi uśmiech.- Ale kontakt telefoniczny jest możliwy?- spytał z nadzieją.
- Oczywiście.- zmusiłam się do przekonującego uśmiechu. Chłopak objął mnie i zacisnął uścisk. Dopiero po chwili odwzajemniłam go nieudolnie. Zauważyłam zbliżającego się mojego ojca z dziwnym wzrokiem. Moje ciało zostało sparaliżowane. Chłopak powoli się ode mnie odsunął z pytającym wyrazem twarzy.
- Nathalie kto to?- zapytał ozięble mój ojciec. Szatyn odkręcił w jego stronę.
- Nathaniel Abels.- chłopak szybko podał ręke ojcu, który tylko omiótł ją lekceważącym spojrzeniem.
- Wracamy do domu.- odparł jakby przedrozmówcy tu nie było otwierając drzwi auta. Posłałam niebieskookiemu przepraszające spojrzenie i skierowałam się na miejsce pasażera.
- Nie możesz się z nim spotykać.- odparł ojciec.
- Wiem.- westchnęłam. Czemu mu się nie postawiłam? Pierwszy raz coś takiego się wydarzyło,a ja nic nie zrobiłam. Czułam się podle. Usłyszałam dźwięk silnika i zaczęliśmy się przemieszczać w stronę ulicy. Moje oczy rozszerzyły się i gwałtownie odwróciłam się do szyby,aby spojrzeć na tajemniczego gościa. To ON. Tylko jak? To niemożliwe... Chłopak uniósł kącik ust i rozpłynął się w powietrzu. To jest chore. Opadłam na siedzenie z biciem serca o podwójnej szybkości.
- Wszystko dobrze?- spojrzałam na mężczyznę z lękiem w oczach. Dobrze,że na mnie nie patrzył.
- Chyba tak...